Różne odsłony herbaty cz. 62 – Darjeeling Mandal Gaon, czyli prawdziwa perełka wśród herbat Darjeeling

W dzisiejszym wpisie z cyklu pt. „Różne odsłony herbaty” przedstawię Wam herbatę o nazwie Darjeeling Mandal Gaon. Została ona kupiona w sklepie eherbata w zeszłym roku.

Darjeeling Mandal Gaon to herbata o średnim stopniu oksydacji, która pochodzi z północno-wschodniej części indyjskiego dystryktu Darjeeling w stanie Bengal Zachodni, a konkretniej z jednego z niewielkich ogrodów położonych w wiosce Mandal Gaon, tuż przy granicy z Bhutanem. Ogrody te znajdują się na stokach Himalajów na wysokości ok. 1680 m n.p.m. Na początku tutejsi rolnicy sprzedawali zebrane listki okolicznej fabryce, ale głównie z powodu braku kontroli nad cenami oraz liberalizacji prawa związanego z prowadzeniem plantacji herbaty ostatecznie postanowili zająć się uprawą oraz produkcją herbaty na własną rękę, przekształcając pola przeznaczone na uprawę warzyw w plantacje herbaty. W wiosce Mandal Gaon herbata jest wytwarzana ręcznie w sposób organiczny czyli bez użycia środków ochrony roślin. Tak naprawdę nie jest ona autentyczną herbatą Darjeeling (nazwa herbaty Darjeeling jest chronionym oznaczeniem geograficznym), ponieważ żaden ogród herbaciany w tym rejonie nie został oficjalnie zarejestrowany przez indyjski organ Tea Board of India.

Moja herbata Darjeeling Mandal Gaon została zebrana wiosną zeszłego roku, a konkretniej w kwietniu 2020 r. (tzw. First Flush). Zebrane listki zapewne przeszły przez procesy produkcji takie jak więdnięcie, zwijanie, oksydacja i suszenie. Ostatecznie herbata ma postać niedużych fragmentów listków w różnych odcieniach zieleni i brązu. Wygląda ona następująco:

Napar z Darjeeling Mandal Gaon ma owocowo-cytrusowy aromat oraz pomarańczowawy kolor. Można zobaczyć go na zdjęciu poniżej:

Smak naparu w dużej mierze odzwierciedla jego zapach – dominują w nim nuty cytrusowe oraz akcenty owoców egzotycznych. W tle wyczuwalne są również nuty niezbyt słodkiego miodu oraz nuty ziołowe. Napar z tej herbaty dostarcza również doznań smakowo-sensorycznych typowych dla herbat Darjeeling, ale są one jakby przytłumione, mniej intensywne. Co ważne, napar nie pozostawia specyficznego uczucia suchości w ustach wyczuwalnego w herbatach Darjeeling w mniejszym lub większym stopniu. Ostatnio piłam pewną herbatę Darjeeling, która pozostawiała tak nieprzyjemne uczucie suchości w ustach, że miałam wrażenie, że nie piłam nic przez parę godzin. Niemniej jednak doznania dostarczane przez napar z Darjeeling Mandal Gaon są zdecydowanie przyjemne 😊

Co do sposobu przyrządzania tej herbaty, to wydaje mi się, że najlepiej jest przygotowywać ją metodą zachodnią, tj. zalać listki wodą nieco przestudzoną wodą (o temperaturze ok. 90 stopni) i parzyć je przez ok. 3 minuty. Te same listki można wykorzystać dwukrotnie, z tym że za drugim razem dobrze jest wydłużyć  czas parzenia do 5-5,5 minut.

Warto wspomnieć coś na temat samych listków. Po dwukrotnym zaparzeniu widać, że stopień ich rozdrobnienia jest raczej średni – są tutaj zarówno mniejsze, jak i większe fragmenty liści herbacianych. Poza tym mam wrażenie, że te listki są wyjątkowo duże jak na herbatę tego typu.

Warto wiedzieć, że herbata Darjeeling Mandal Gaon jest znana również jako Ramro Cha.

Podsumowując, Darjeeling Mandal Gaon to oksydowana herbata Darjeeling, która daje napar o owocowo-cytrusowym aromacie i smaku. Napar ten nie pozostawia nieprzyjemnego uczucia suchości w ustach, którego można doświadczyć, pijąc niektóre herbaty pochodzące z tego rejonu w Indiach. Polecam tę herbatę zarówno tym miłośnikom herbaty, którym herbaty Darjeeling do końca nie odpowiadają (szczególnie te z wiosennego zbioru czyli First Flush), jak i tym, którzy je lubią i piją regularnie, bo ta herbata jest ciekawą odmianą. Jest to zdecydowanie najlepsza herbata z indyjskiego dystryktu Darjeeling, jaką piłam.

PS Przy opracowywaniu wpisu korzystałam z opisu herbaty dostępnego na stronie internetowej sklepu eherbata oraz z następujących źródeł internetowych:

Darjeeling Mandal Gaon First Flush | Indian Black Tea | Curious Tea

Know Our Farmers | Small Organic Tea Producer (tealeaftheory.com)

Memories of Mandal Gaon – Steep Stories (teatra.de)

11 faktów o herbacie Matcha, które warto znać

W dzisiejszym wpisie przedstawię Wam w punktach jedenaście faktów o japońskiej zielonej herbacie Matcha, które warto znać.

11 faktów o herbacie Matcha:

1. Matcha to japońska zielona herbata, która ma wyłącznie formę proszku.

2. Nie każda sproszkowana zielona herbata to Matcha. Matcha powstaje w wyniku rozdrobnienia herbaty Tencha.

3. Poprawna wymowa nazwy herbaty Matcha to „maćcia”, nie „macza”.

4. Autentyczna Matcha pochodzi wyłącznie z Japonii.

5. Dobrej jakości herbata Matcha nie może być tania, ponieważ proces produkcji tej herbaty jest dość pracochłonny i czasochłonny. Wygląda mniej więcej tak: około 5-6 tygodni przed zbiorami krzewy herbaciane są zasłaniane specjalnymi osłonami, aby cały czas pozostawały w cieniu. Celem takiego zabiegu jest wywołanie w krzewie herbacianym głodu, wskutek czego wysyła więcej składników odżywczych (m.in. L-teaninę) w górę, aby zwiększyć skuteczność fotosyntezy. Świeżo zebrane listki herbaciane (przeważnie trzy pierwsze listki krzewu wraz z pączkami) przechodzą przez takie etapy produkcji jak: poddawanie działaniu pary wodnej, suszenie, usuwanie łodyżek oraz żyłek z liści herbacianych, ponowne suszenie oraz sortowanie. Powstała herbata to wspomniana wyżej Tencha. Następnie Tencha jest rozdrabniana na proszek specjalnymi granitowymi żarnami. Proces ten jest wolny i pracochłonny – w ciągu godziny pracy można wytworzyć ok. 40 g proszku herbacianego. Powstała w ten sposób herbata to właśnie Matcha.

6. Dostępną na rynku herbatę Matcha można podzielić na trzy kategorie:
a) niższej jakości Matcha przeznaczona do wypieków, np. ciast czy ciastek (często zwana kulinarną),
b) średniej jakości Matcha przeznaczona do codziennego picia (często zwana tradycyjną lub premium),
c) wysokiej jakości Matcha przeznaczona do ceremonii herbacianej (często zwana ceremonialną).
Im wyżej położone były listki na krzewie herbacianym, tym wyższa będzie jakość herbaty Matcha, która z nich powstała.

7. Dobrej jakości herbata Matcha ma żywy jaskrawozielony kolor oraz świeży warzywny zapach. Słabej jakości lub przeterminowana Matcha ma żółtawy kolor i nieprzyjemny rybi zapach. Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć, jak wygląda kolejno przeterminowana Matcha (znaleziona w czeluściach szafki) oraz świeża Matcha:

8. Herbaty Matcha nie zaparza się, lecz przyrządza się z niej zawiesinę, którą należy spożyć jak najszybciej, żeby proszek nie osiadł na dnie naczynia.

9. Istnieją dwa tradycyjne sposoby przyrządzania herbaty Matcha – usucha oraz koicha. Usucha to powszechnie znana Matcha z charakterystyczną pianką na powierzchni. Z kolei koicha to Matcha o konsystencji gęstej farby/pasty, bez pianki na powierzchni. Warto wiedzieć, że nie każda Matcha nadaje się do przyrządzania koichy. Przeważnie na opakowaniu herbaty jest zaznaczone, czy można z niej przyrządzić koichę. Taka Matcha, która nadaje się do przygotowania zarówno usuchy, jak i koichy, jest najdroższa.

Jak przyrządzić usuchę w domu?

Jeżeli posiadamy specjalne akcesoria do przyrządzania herbaty Matcha, czyli chawan (miseczkę), chasen (bambusową miotełkę do ubijania herbaty) oraz chashaku (bambusową łyżeczkę do odmierzania herbaty), to przygotujmy je wraz z sitkiem oraz oczywiście herbatą Matcha, czajnikiem i wodą.

Oto krótka instrukcja krok po kroku, jak przygotować usuchę:
a) Podgrzać wodę i wlać jej odrobinę do miseczki, aby ją rozgrzać.
b) Odczekać, aż woda osiągnie temperaturę ok. 70-75 stopni Celsjusza.
c) Zanurzyć miotełkę w ciepłej wodzie, obracając nią, a następnie odłożyć na bok.
d) Wylać wodę z miseczki i wytrzeć ją do sucha np. papierowym ręcznikiem.
e) Nałożyć sitko na miseczkę, a następnie odmierzyć ok. 2 gramów herbaty Matcha (ok. 1 łyżeczki) łyżeczką i przesiać ją przez sitko, aby pozbyć się wszelkich grudek, a następnie odstawić sitko na bok. Ten etap przesiewania przez sitko można pominąć.
f) Wlać do miseczki ok. 60-70 ml wody, a następnie wziąć miotełkę i ubijać herbatę energicznymi ruchami wykonywanymi nadgarstkiem, przypominającymi kształt litery „W” lub „M”, aż do momentu powstania pianki na powierzchni herbaty. Podczas wykonywania tych ruchów trzeba starać się, aby nie dotykać miotełką brzegów i dna naczynia. Można też najpierw wlać odrobinę wody, ubić herbatę, a następnie wlać pozostałą część wody i kontynuować ubijanie herbaty.
g) Odłożyć miotełkę na bok i napić się gotowej herbaty z miseczki 😊

Jeżeli nie posiadamy zestawu do przyrządzania herbaty Matcha, to możemy zastąpić chawan zwykłą miseczką/kubkiem do herbaty, chashaku zwykłą łyżeczką do herbaty, a chasen elektrycznym spieniaczem do mleka.

Kilka uwag dotyczących miotełki bambusowej oraz łyżeczki bambusowej:
– Najlepiej przechowywać miotełkę w specjalnym stojaku do miotełki lub ustawioną do góry.
– Przy ubijaniu herbaty Matcha trzeba uważać, aby przypadkiem nie użyć zbyt dużo siły, aby nie połamać szczecinek.
– Najlepiej czyścić miotełkę, używając czystej wody. Można np. po użyciu zanurzyć miotełkę w miseczce z wodą i wykonać takie ruchy, jakie stosuje się do ubicia herbaty Matcha. Z kolei łyżeczkę lepiej czyścić bez użycia wody, wycierając ją czystą ściereczką lub ręcznikiem papierowym.
– Moczenie uchwytu miotełki nie jest zalecane – można zanurzać ją co najwyżej do poziomu czarnej linii.

Jak przyrządzić koichę w domu?

Przyrządzanie koichy różni się od przygotowywania usuchy tym, że:
– Tak jak wspomniałam wcześniej, do przygotowania koichy trzeba użyć specjalnej najwyższej jakości herbaty Matcha przeznaczonej do przyrządzania koichy. W innym wypadku powstała koicha będzie nieprzyjemnie gorzka w smaku.
– Używa się innych proporcji proszku do wody: mniej więcej dwa razy większą ilość herbaty i o połowę mniejszą ilość wody niż w przypadku przyrządzania usuchy, czyli ok. 3-4 gramy proszku (ok. 2 łyżeczki proszku) na 30 ml wody, a także innej miotełki niż do przyrządzania usuchy, która ma mniejszą liczbę szczecinek, tj. 80 szczecinek (w przypadku usuchy miotełka powinna mieć co najmniej 100 szczecinek).
– Przesianie proszku przez sitko jest konieczne, aby pozbyć się grudek, bo wszelkie grudki mają negatywny wpływ na konsystencję powstałej herbaty.
– Ubijanie proszku wygląda inaczej: jest wolniejsze, właściwie przypomina bardziej ucieranie niż ubijanie.

10. Przed otwarciem herbaty Matcha zaleca się trzymać ją w lodówce lub w zamrażarce. Co do zalecanego sposobu przechowywania herbaty Matcha po otwarciu, to spotkałam się z dwoma różnymi podejściami do tego tematu w przypadku częstego picia. Według jednego z nich po otwarciu herbatę należy przechowywać w lodówce i przed każdym przyrządzaniem wyjąć ją (najlepiej tylko tę ilość, którą faktycznie chcemy zużyć danym razem) z pewnym wyprzedzeniem, aby osiągnęła temperaturę pokojową. Według drugiego podejścia po otwarciu herbatę należy przechowywać poza lodówką, w miejscu chłodnym, ciemnym, suchym oraz wolnym od silnych aromatów, ponieważ każdorazowe wyjęcie herbaty z lodówki powoduje kondensację wilgoci, która nie wpływa dobrze na aromat i smak herbaty. Uważam, że warto samemu sprawdzić, które z tych zaleceń najlepiej się sprawdza. Na pewno po otwarciu warto zabezpieczyć puszkę dodatkowym woreczkiem strunowym.
Z kolei w przypadku, gdy chcemy zrobić sobie dłuższą przerwę od picia herbaty Matcha, lepiej włożyć ją do lodówki, żeby dłużej zachowała świeżość.
Ja osobiście ostatnio dość często sięgam po herbatę Matcha, więc trzymam ją poza lodówką. Nie zauważyłam, aby taki sposób przechowywania wpłynął negatywnie na herbatę. Po otwarciu herbaty Matcha najlepiej spożyć ją w ciągu 2-3 miesięcy.

11. Ze względu na specyficzny proces produkcji (szczególnie zacienianie krzewów herbacianych przed zbiorami) herbata Matcha ma wyjątkowo wysoką zawartość kofeiny, teaniny, chlorofilu oraz różnego rodzaju katechin. Warto wiedzieć, że pijąc herbatę Matcha, w istocie spożywamy liście herbaciane w całości, a więc i wszystkie zawarte w nich związki chemiczne.

PS Przy przygotowywaniu wpisu korzystałam z książki pt. “Tea: A Nerd’s Eye View” autorstwa Virginii Utermohlen Lovelace oraz następujących źródeł internetowych:
https://eherbata.pl/blog/herbata-matcha-wybor-przygotowanie-przechowywanie-274.html
https://cha-herbata.blogspot.com/2019/03/matcha-wykady-historia-i-obecna.html
https://cha-herbata.blogspot.com/2014/06/matcha-jakosc-zastowanie.html
https://www.ohhowcivilized.com/matcha
https://thetealetter.com/matcha/the-complete-guide-to-matcha
https://melhadtea.com/blog/how-to-make-great-matcha/
https://www.teaformeplease.com/does-matcha-go-bad/
https://www.myjapanesegreentea.com/matcha
http://www.matcha.my/Blog/how-to-store-matcha
https://www.teaformeplease.com/making-matcha-usucha-vs-koicha/
https://japanesetea.sg/japanese-tea-pedia/how-to-make-delicious-matcha-koicha/
https://www.myjapanesegreentea.com/koicha
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/33375458

Zmysł smaku i węchu a degustacja herbaty – 22 ciekawostki, które warto znać

Niedawno zaczęłam czytać książkę pt. „Tea: A Nerd’s Eye View” autorstwa Virginii Utermohlen Lovelace (wspominałam Wam o niej na stronie bloga na Facebooku). Pozycja ta zawiera rozdział poświęcony działaniu zmysłu smaku i węchu. Lektura tego rozdziału zainspirowała mnie do stworzenia tego wpisu, w którym przedstawię Wam listę 22 ciekawostek dotyczących zmysłu smaku i węchu (głównie w kontekście degustacji herbaty, ale również bardziej ogólne), które pomogą lepiej zrozumieć, jak działają te zmysły. Oto i ona:

1. Rozpoznajemy pięć podstawowych smaków: słodki, słony, gorzki, kwaśny i umami. Przez długi czas uważano, że wyczuwamy cztery podstawowe smaki: słodki, słony, gorzki i kwaśny. Dopiero w 1907 r. Jean Francois Fernel, a potem niezależnie od niego w 1908 r. Kikunae Ikeda odkryli smak umami, czyli smak kwasu glutaminowego obecnego w dużych ilościach w pokarmach wysokobiałkowych, szczególnie w mięsie. Istnienie smaku umami zostało potwierdzone naukowo wiele lat później. Smak umami bywa mylony ze słodkim oraz słonym.

2. Kokumi to specyficzne doznanie, które wzmacnia i potęguje smaki. Samo w sobie jest bezsmakowe, ale w połączeniu np. ze smakiem słodkim sprawia, że odczuwany przez nas smak jest jeszcze słodszy. Co ciekawe, kokumi można znaleźć m.in. w herbacie.

3. Odczuwamy smaki przede wszystkim dzięki kubkom smakowym. Większość z nich znajduje się na naszym języku, a pozostała część – na podniebieniu, w nabłonku gardła, w nagłośni i w górnej części przełyku. Liczba kubków smakowych na języku jest indywidualna. Generalnie istnieje pewna zależność – im więcej kubków smakowych, tym intensywniejsze doznania smakowe.

4. Wbrew powszechnym przekonaniom nieprawdą jest, że tylko określone obszary języka są odpowiedzialne za dany smak. Mit ten ma swoje źródło w nieprawidłowej interpretacji artykułu pt. „Zur Psychophysik des Geschmackssines” autorstwa niemieckiego psychologa Davida P. Häniga z 1901 r., który został następnie przetłumaczony na angielski przez Edwina G. Boringa, psychologa z Harvardu. Z tego nie końca udanego tłumaczenia artykułu rzeczywiście mogło wynikać, że różne smaki są odczuwane przez różne obszary języka: smak słodki jest odczuwany tylko na czubku języka, gorzki na nasadzie języka, kwaśny na krawędziach z tyłu języka, a słony na krawędziach z przodu języka. W rzeczywistości Hänigowi chodziło o ukazanie różnic w progu odczuwania smaków w różnych częściach języka. Mit związany z nieprawidłową interpretacją mapy języka, powielany w wielu podręcznikach, został ostatecznie obalony w 1974 r., kiedy to amerykańska psycholog Virginia B. Collings dokładnie zapoznała się z oryginalnym artykułem Häniga i sprawdziła, jak to jest z tym odczuwaniem smaków. Okazało się, że faktycznie istnieją pewne różnice w progu wrażliwości na smaki w poszczególnych obszarach języka, ale są one minimalne i tak naprawdę nie mają żadnego praktycznego znaczenia. Prawdą natomiast jest, że wszystkie kubki smakowe mogą odczuwać każdy smak. Poniżej możecie zobaczyć ilustrację, która pojawiła się w oryginalnym artykule niemieckiego psychologa.

5. Każdy kubek smakowy posiada 50-150 wyspecjalizowanych komórek receptorowych, które są odpowiedzialne za odbieranie bodźców smakowych. Komórki te obumierają co około 10-30 dni, a następnie są zastępowane przez nowe.

6. Smaki słodki, umami oraz słony o niskim natężeniu kojarzą się nam pozytywnie i zachęcają do degustacji. Z kolei smaki gorzki oraz słony o wysokim natężeniu kojarzą się nam negatywnie i zniechęcają do degustacji.

7. Najczęściej spotykane smaki w herbacie to słodki, gorzki i umami. Najbardziej pożądane smaki to słodki oraz umami.

8. Nie da się jednocześnie odczuwać smaku gorzkiego i słonego, ponieważ smak słony niweluje gorzki, a gorzki słony. Ta sama zasada dotyczy smaku gorzkiego i słodkiego. Biorąc pod uwagę te dwie zasady, zalecenie słynnego chińskiego znawcy herbaty Lu Yu dotyczące dodawania soli do herbaty zdecydowanie nabiera sensu, zważywszy na to, że herbata w tamtych czasach była wyjątkowo gorzka.

9. Zwykle smak kojarzy się nam z doznaniami odczuwanymi w ustach, ale tak naprawdę na smak składają się doznania smakowe i zapachowe z jamy ustnej oraz doznania czuciowe z nerwu trójdzielnego (głównie ból, konsystencja i zmiany temperatury). To oznacza, że zmysł smaku jest ściśle powiązany ze zmysłem węchu. Osoby, które utraciły kubki smakowe, skarżą się, że jedzenie nie ma smaku, a jego aromat jest przytłumiony i często nieprzyjemny. Podobne odczucia mają osoby, których nos jest zatkany przez katar.

10. Substancje lotne składają się na odczuwany przez nas aromat oraz smak. Co ciekawe, im wyższa temperatura naparu, tym szybciej substancje lotne uciekają z czarki/kubka. Gdy skosztujemy chłodnego naparu, ciepło naszej jamy ustnej sprawi, że substancje lotne trafią do tylnej części nosa. To właśnie dlatego w chłodniejszym naparze jesteśmy w stanie lepiej rozpoznać aromaty i smaki.

11. Większość komórek receptorowych układu węchowego znajduje się w nabłonku jamy nosowej, a pozostała część – w nabłonku dróg oddechowych. W każdej komórce receptorowej występuje tylko 1 z ponad 1000 receptorów węchowych. Jeden odorant, czyli lotna cząsteczka zapachowa, pobudza wiele receptorów, a każdy receptor reaguje na wiele odorantów. Komórki receptorowe układu węchowego żyją ok. 4-8 tygodni, a potem obumierają i są zastępowane przez nowe.

12. Nasze geny mają duży wpływ na odczuwanie odorantów – jednych odorantów nie wyczujemy w ogóle, drugie wyczujemy tylko w wysokich stężeniach, a jeszcze inne wyczujemy w sposób odmienny niż inni ludzie. Warto wiedzieć, że istnieją odoranty, które wyczujemy wszyscy, np. krew.

13. Zmysł węchu jest ściśle związany z pamięcią (a konkretniej tzw. pamięcią węchową, czyli zdolnością do dekodowania sygnałów węchowych na podstawie zapamiętanych wzorców zapachowych) oraz emocjami. Każde doznanie zapachowe wywołuje różne wspomnienia i emocje.

14. Nasz układ węchowy jest w stanie rozpoznać ok. 4000 zapachów. Z reguły kobiety mają lepszy węch – potrafią rozpoznać więcej zapachów i wyczuć je w niższych stężeniach. Ta umiejętność nasila się w trakcie owulacji. Jednak nasz zmysł węchu szybko się „męczy” – nie jesteśmy w stanie wyczuć więcej niż trzy, maksymalnie cztery aromaty w tym samym czasie.

15. Większość odorantów aktywuje zarówno układ węchowy, jak i układ trójdzielny. Co ciekawe, osoby, u których układ węchowy nie działa prawidłowo, wciąż mogą wyczuć odoranty w wysokich stężeniach dzięki układowi trójdzielnemu.

16. Zakończenia nerwu trójdzielnego posiadają receptory zwane receptorami TRP (Transient Receptor Potential, czyli fazowy potencjał receptorowy). W jamie ustnej receptory te znajdują się głównie w kubkach smakowych i błonie śluzowej, a w nosie – w błonie śluzowej. Receptory te reagują na zmiany temperatury czy też obecność związków chemicznych.

17. Mamy sześć receptorów TRP, które są istotne z punktu widzenia zmysłu smaku i węchu. Każdy z nich reaguje na inny przedział temperatury, przy czym dwa z nich reagują na podobny przedział temperatury (jeden na przedział 20-30, a drugi na przedział 30-40 stopni Celsjusza).

18. Co ciekawe, receptory reagujące na niższe temperatury szybko się aktywują i dezaktywują, co oznacza, że smak związków chemicznych aktywuje te receptory, gdy tylko dany produkt trafi do naszej jamy ustnej, a gdy tylko przełkniemy go, smak zanika bardzo szybko. Z kolei z receptorami reagującymi na wyższe temperatury jest odwrotnie – wolno się aktywują i dezaktywują, co oznacza, że musi minąć trochę czasu, zanim wyczujemy smak, a gdy go już wyczujemy, to długo pozostaje nam w ustach.

19. Nie da się jednocześnie wyczuć smaku dwóch związków chemicznych, z których jeden aktywuje receptor reagujący na zimno, a drugi aktywuje receptor reagujący na ciepło i gorąco. W takiej sytuacji jeden ze smaków będzie dominował lub oba receptory wyłączą się wzajemnie, co sprawi, że jedzenie/picie w ogóle nie będzie miało smaku.

20. Mówi się, że związki chemiczne, które aktywują receptory reagujące na niższe temperatury mają „zielony” smak i aromat. „Zielone” smaki i aromaty wywołują efekt odświeżający. Z kolei związki chemiczne, które aktywują receptory reagujące na wyższe temperatury mają „brązowy” smak i aromat. „Brązowe” smaki i aromaty wywołują efekt uspokajający.

21. Rolą układu trójdzielnego jest nie tylko modulacja doznań smakowych i zapachowych, ale również zwiększenie uwagi i koncentracji na wykonywanej czynności.

22. Mamy pewne wyobrażenia co do tego, jak powinien smakować napar danego koloru. Gdy smak naparu zgadza się z jego kolorem, np. pijemy napar, który smakuje i wygląda jak napar z czarnej herbaty (ma czerwonobrązowy kolor), to wtedy jego smak i zapach wydaje nam się przyjemniejszy. Z kolei wtedy, gdy smak naparu nie zgadza się z jego kolorem, np. pijemy napar, który smakuje jak napar z czarnej herbaty, a wygląda jak napar z białej herbaty (ma słomkowy kolor), to wtedy jesteśmy zaskoczeni i zaczynamy się zastanawiać, czy taki napar w ogóle nam smakuje. Z badań wynika, że w takiej sytuacji smak i aromat naparu wydaje się nam mniej przyjemny.

PS1 Mapa języka pochodzi z bloga Virginii Utermohlen Lovelace, autorki wspomnianej na początku wpisu książki pt. „Tea: A Nerd’s Eye View”, którego można znaleźć tutaj: http://virginiaspairteas.blogspot.com/.

PS2 Przy opracowywaniu wpisu korzystałam ze wspomnianej wyżej książki pt. „Tea: A Nerd’s Eye View” Virginii Utermohlen Lovelace oraz z następujących źródeł internetowych:

http://commontea.com/science-of-tasting-tea/

https://degustacjepiwa.pl/jak-odczuwamy-smak-i-zapach/

https://www.akademiadietetyki.pl/dietetyka/kokumi-nowy-szosty-smak/

https://www.crazynauka.pl/strefy-smakowe-na-jezyku-nie-istnieja/

https://podyplomie.pl/publish/system/articles/pdfarticles/000/013/538/original/61-68.pdf?1477056878

https://wbns.uksw.edu.pl/sites/default/files/UKSW%20Neurofizjologia%202018%208%20węch%2C%20smak.pdf

https://wbns.uksw.edu.pl/sites/default/files/UKSW%20Neurofizjologia%202016%205%20Og%20wł%20ukł%20rec.%20Ukł%20czucia%20dotyku%20i%20bólu.pdf

Różne odsłony herbaty cz. 57 – Nepal Jun Chiyabari Himalayan ‘Shiiba’ Oolong, czyli cząstka Japonii w herbacie z Nepalu

W dzisiejszym wpisie z cyklu pt. „Różne odsłony herbaty” przedstawię Wam nepalską herbatę o nazwie Nepal Jun Chiyabari Himalayan ‘Shiiba’ Oolong. Została ona kupiona w Herbaty Czas – warszawskiej herbaciarni i sklepu z herbatą w jednym.

Nepal Jun Chiyabari Himalayan ‘Shiiba’ Oolong to herbata, która pochodzi z nepalskiego ogrodu Jun Chiyabari, o którym pisałam już w tym wpisie: http://mycupofgreentea.pl/2019/09/13/rozne-odslony-herbaty-cz-52-nepal-jun-chiyabari-himalayan-black-czyli-kolejna-wysmienita-czarna-herbata-z-nepalu/. Stanowi ona w pewnym sensie eksperyment, ponieważ powstała z krzewów herbacianych pochodzących z wioski Shiiba, która znajduje się w japońskiej prefekturze Miyazaki. Właściciele ogrodu Jun Chiyabari dostali te krzewy od znajomej rodziny z Japonii i zasadzili w swoim ogrodzie.

Niestety nie wiem nic na temat procesu produkcji tej herbaty, jak również terminu zbioru listków. W skład tej herbaty wchodzą pączki i pierwsze listki krzewu herbacianego. Ma ona postać poskręcanych listków w ciemno- i jasnozielonym kolorze. Wyglądają one następująco:

Napar z tego oolonga ma zielonkawo-żółtawy kolor i aromat roślinny z nutami przypraw oraz akcentami prażonych ziaren. Prezentuje się tak jak na zdjęciu poniżej:

Smak naparu z tej herbaty w dużej mierze odzwierciedla aromat. W naparze tym dominujące nuty roślinne przeplatają się z akcentami przypraw oraz nutami prażonych ziaren (zwłaszcza słonecznika). Smak ten, głównie ze względu na nuty prażenia oraz akcenty roślinne, silnie skojarzył mi się ze smakiem japońskich oolongów (szczególnie tych autorstwa pana Shibamoto). Jednocześnie herbata ta ma swój własny unikalny charakter, więc nie da się jej pomylić z japońską herbatą 😉. Co ciekawe, napar jest przyjemnie gładki, wręcz kremowy.

Co do sposobu przyrządzania tej herbaty, to myślę, że najlepiej zalać listki nieco ostudzoną wodą (o temperaturze około 90 stopni Celsjusza) i parzyć metodą zachodnią przez ok. 2,5 minuty. Te same listki można wykorzystać dwukrotnie, z tym, że przy drugim parzeniu dobrze jest wydłużyć czas parzenia do 3,5-4 minut. Smak naparu z drugiego parzenia zmienia się – nuty prażenia wysuwają się na prowadzenie, a pozostałe akcenty zanikają. Gładkość i kremowość obecne w naparze z pierwszego parzenia też już nie są wyczuwalne.

Warto wspomnieć o listkach po zaparzeniu. Po rozwinięciu listków pod wpływem wysokiej temperatury widać, że praktycznie wszystkie zostały zachowane w całości. Co zaskakujące, listki te wyglądają bardziej jak listki zielonej herbaty niż oolonga. Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć jak wyglądały po drugim, a zarazem ostatnim parzeniu:

Podsumowując, Nepal Jun Chiyabari Himalayan ‘Shiiba’ Oolong to nietypowy nepalski oolong, który dostarcza napar o roślinnym aromacie i smaku, z akcentami prażonych ziaren i przypraw. Można by stwierdzić, że jest to nepalska herbata z japońską duszą. Polecam ją przede wszystkim miłośnikom oolongów, szczególnie tym, którzy lubią niebanalne herbaty.

PS1 W tym miejscu podzielę się pewną ciekawostką. Gdy w trakcie przygotowań do tego wpisu eksperymentowałam ze zrecenzowaną herbatą, zaparzyłam ją w ten sam sposób, używając tej samej butelkowanej wody źródlanej Primavera, ale zagotowanej w dwóch różnych czajnikach elektrycznych: czajniku w moim domu (niedawno wyczyszczonym z kamienia) oraz w czajniku u rodziny (nieco bardziej zakamienionym). Rezultaty tego eksperymentu totalnie mnie zaskoczyły. Napar z wody zagotowanej w moim czajniku był zdecydowanie smaczniejszy i dostarczał bogatszych doznań smakowo-zapachowych. Z kolei napar z wody zagotowanej w czajniku u mojej rodziny dostarczał znacznie uboższych doznań smakowo-zapachowych. O dziwo w tym naparze wyczuwalne były tylko nuty prażenia. Ogólnie rzecz biorąc, napar nie był tak smaczny jak ten przygotowany w moim domu. To niesamowite, jak kamień w czajniku może zmienić smak naparu.

PS2 Przy opracowywaniu wpisu korzystałam z następujących źródeł internetowych:

https://herbatyczas.pl/pl/strona-glowna/960842-1389-nepal-jun-chiyabari-himalayan-shiiba.html#/100-waga-25_g

https://what-cha.com/products/nepal-jun-chiyabari-shiiba-oolong-tea

https://www.notesontea.com/2018/04/jun-chiyabari-himalayan-shiiba-2017.html

Różne odsłony herbaty cz. 55 – Feng Qing Yesheng Hong Cha, czyli eksplozja smaku i zapachu egzotycznych owoców w herbacie

W dzisiejszym wpisie z cyklu pt. „Różne odsłony herbaty” przedstawię Wam chińską czarną herbatę o nazwie Feng Qing Yesheng Hong Cha, która została kupiona w sklepie TheTea.

Feng Qing Yesheng Hong Cha to czarna herbata (w chińskiej nomenklaturze: czerwona), która pochodzi z chińskiej prefektury Lincang w prowincji Yunnan, położonej w południowej części Chin, przy granicy z Wietnamem, Laosem i Mjanmą. Wytwarza się ją z listków drzewiastych krzewów herbacianych (zwanych yesheng) znajdujących się w górzystym rejonie Feng Qing na wysokości ok. 2000-2200 m n.p.m. Yesheng (zwane również Wild Tree Purple) to odmiany krzewów herbacianych, które rosną dziko w wysoko położonych lasach prowincji Yunnan. Co ciekawe, krzewy te doskonale radzą sobie z wszelkimi owadami – działają jak naturalny środek odstraszający je. Z tych krzewów wytwarza się kilka gatunków herbat – nie tylko czarnych, ale również białą herbatę Ya Bao.

Listki mojej herbaty Feng Qing Yesheng Hong Cha zostały zebrane w kwietniu 2018 r. Następnie zapewne przeszły przez etapy produkcji charakterystyczne dla herbaty czarnej, czyli więdnięcie, zwijanie, oksydacja i suszenie. Ostatecznie herbata ma postać poskręcanych listków w ciemnobrązowym kolorze, z rudawymi akcentami. Wygląda ona tak, jak na zdjęciu poniżej:

Listki tej herbaty wydzielają niezwykle intensywny aromat egzotycznych owoców.

Napar z Feng Qing Yesheng Hong Cha ma miodowy kolor i zapach przejrzałych egzotycznych owoców (szczególnie mango). Możecie zobaczyć go na zdjęciu poniżej:

Smak naparu jest właściwie doskonałym odzwierciedleniem aromatu herbaty. Pamiętam, że gdy po raz pierwszy napiłam się go, pierwsza myśl, jaka przyszła mi wtedy do głowy, była następująca: „przecież ta herbata smakuje jak przejrzałe mango” 😊 Akcenty przejrzałego mango są tutaj bardzo wyraźne. Ogólnie rzecz biorąc, herbata jest delikatnie słodka, praktycznie pozbawiona goryczki, a przy tym niesamowicie intensywnie owocowa. W dodatku po wypiciu napar pozostawia słodkawy posmak, który długo pozostaje w ustach.

Co do sposobu przyrządzania tej herbaty, to myślę, że najlepiej przygotować ją metodą gongfu cha, zalewając listki wodą tuż po zagotowaniu i używając następującego czasu parzenia: zaczynając od 10 sekund, a następnie wydłużając każde kolejne parzenie o ok. 5-10 sekund. Te same listki można wykorzystać nawet i ośmiokrotnie. Co ciekawe, po dłuższym parzeniu w naparze pojawiają się nuty czekoladowe.

Warto wspomnieć o listkach po zaparzeniu. Pod wpływem gorącej wody listki nieco rozwinęły się. Po rozwinięciu widać, że część z nich jest nieco rozdrobniona, a część zachowana prawie w całości. Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć jak wyglądały po trzecim parzeniu:

Na koniec warto wiedzieć, że Feng Qing Yesheng Hong Cha to rzadka herbata, którą produkuje się w ograniczonych ilościach. Rocznie wytwarza się jej ok. 60-70 kg.

Podsumowując, Feng Qing Yesheng Hong Cha to chińska czarna herbata, która daje napar o aromacie i smaku egzotycznych owoców, szczególnie przejrzałego mango. Jest to zdecydowanie jedna z najsmaczniejszych herbat, jakie piłam (nie tylko czarnych), jak również jedno z moich najciekawszych herbacianych odkryć. Polecam ją szczególnie amatorom niebanalnych czarnych herbat oraz tym, którzy nie piją czarnych herbat na co dzień. Jeżeli tylko będziecie mogli spróbować Feng Qing Yesheng Hong Cha, nawet się nie zastanawiajcie. Ta herbata z pewnością zrobi na Was wrażenie 😊.

PS1 Mimo że herbata już nieco zwietrzała (celowo nie wykończyłam jej szybciej na potrzeby tego wpisu), wciąż dostarcza intensywnych doznań smakowo-zapachowych 😊

PS2 Przy opracowywaniu wpisu korzystałam z następujących źródeł internetowych:

https://thetea.pl/produkt/2018-fengqing-yesheng-hong-cha/

https://yunnansourcing.com/products/feng-qing-ye-sheng-hong-cha-wild-tree-purple-black-tea

https://steepster.com/teas/yunnan-sourcing/39913-feng-qing-ye-sheng-hong-cha-wild-tree-purple-black-tea

Różne odsłony herbaty cz. 54 – Pinglin Baozhong, czyli ta sama herbata w trzech odsłonach

Nie wiem, czy wiecie, ale bardzo lubię herbaty Baozhong i często po nie sięgam. Ostatnio trafiły do mnie trzy herbaty Pinglin Baozhong z dwóch różnych źródeł: jedna z polskiego sklepu z herbatą, a dwie z tego samego tajwańskiego sklepu z herbatą. Doszłam do wniosku, że warto by było sprawdzić, jak te herbaty wypadną w porównaniu. Dlatego też dzisiejszy wpis będzie stanowić recenzję porównawczą tych trzech herbat, a nie będzie składać się z trzech oddzielnych recenzji każdej herbaty.

Zanim przejdę do recenzji właściwej, zaznaczę, że przyrządziłam każdą z tych herbat, kierując się tymi samymi zasadami: listki parzyłam metodą gongfu cha, zalewając je wodą tuż po zagotowaniu. Pierwsze parzenie trwało 10 sekund, a każde kolejne było wydłużone o 5 sekund. Za każdym razem listki zostały wykorzystane siedmiokrotnie. Fotki listków widoczne w dalszej części wpisów zostały zrobione po trzech parzeniach.

Tym razem część informacyjna recenzji zostanie ograniczona do minimum, ponieważ pisałam już o podobnej herbacie z rejonu Wenshan: http://mycupofgreentea.pl/2018/07/03/rozne-odslony-herbaty-cz-45-wenshan-baozhong-czyli-przepyszny-tajwanski-oolong-o-niskim-stopniu-oksydacji/. Pinglin Baozhong to również tajwański oolong o niskim stopniu oksydacji, który pochodzi z południowej dzielnicy miasta Tajpej o nazwie Pinglin. Ta wiejska dzielnica znajduje się dość blisko dzielnicy Wenshan – jest wysunięta nieco bardziej na południowy wschód. W dzisiejszym wpisie przy opisywaniu każdej z trzech herbat Pinglin Baozhong skupię się przede wszystkim na doznaniach, jakie dostarcza napar z danej herbaty.
Teraz czas na recenzję 😊 Zacznę od herbaty z polskiego sklepu, czyli Pinglin Spring Unroasted Baozhong.

Pinglin Spring Baozhong Oolong

Pinglin Spring Baozhong Oolong to herbata, która pochodzi ze sklepu TheTea. Listki tej herbaty zostały zebrane w maju tego roku. W procesie produkcji nie zostały poddane procesowi prażenia.

Powstała herbata ma postać dość długich i pozwijanych listków, w ciemnozielonym kolorze, z jasnozielonymi refleksami. Wyglądają tak, jak na zdjęciu poniżej:

Napar z tej herbaty ma roślinno-warzywny zapach z akcentami kwiatowymi. Prezentuje się następująco:

W smaku naparu z pierwszego parzenia dominują nuty roślinne i trawiaste. Można też wyczuć w nim nuty gotowanych warzyw. Napar pozostawia delikatny maślany posmak. Co ciekawe, w kolejnych parzeniach pojawiają się akcenty kwiatowe, które zaczynają dominować w naparze. Od trzeciego parzenia pojawia się wyraźna goryczka, a akcenty kwiatowe nieco słabną, ustępując miejsca roślinnym i warzywnym.

Warto też wspomnieć o listkach po zaparzeniu. Pod wpływem wysokiej temperatury poskręcane listki rozwinęły się. Po trzech parzeniach już dobrze widać, że są one zachowane niemal w całości. Możecie je zobaczyć na zdjęciu poniżej:

Ogólnie rzecz biorąc, jest to bardzo dobra herbata, która jest niezwykle przyjemna w odbiorze.

Warto wiedzieć, że herbata Pinglin Spring Unroasted Baozhong świetnie smakuje też przyrządzona na zimno. Taki „napar” ma intensywnie roślinno-trawiasty smak, który jest pozbawiony akcentów kwiatowych.

Teraz czas na dwie herbaty Baozhong z tajwańskiego sklepu z herbatą.

Pinglin Baozhong Supergrade

Pinglin Baozhong Supergrade pochodzi z tajwańskiego sklepu o nazwie Hsiang-Tai Tea Company, który specjalizuje się herbatach Baozhong (posiada w ofercie około 20 gatunków herbat tego typu). Baozhongi z tego sklepu wyróżniono nawet szeregiem odznaczeń i nagród, m.in. 2010 National Tea Competition Golden Pride.

Podobnie jak w przypadku Pinglin Spring Baozhong Oolong, listki Pinglin Baozhong Supergrade pochodzą ze zbiorów, które miały miejsce w maju tego roku. Powstała herbata charakteryzuje się najwyższą jakością. Ma ona postać długich i poskręcanych listków, w ciemnozielonym kolorze. Wygląda ona tak, jak na zdjęciu poniżej:

Napar z listków tej herbaty ma wyraźnie kwiatowy aromat z akcentami roślinnymi oraz żółtawy kolor. Prezentuje się następująco:

W smaku naparu z trzech pierwszych parzeń dominują akcenty kwiatowe. Nuty roślinne też są wyczuwalne, ale jakby w tle. Po czterech parzeniach to akcenty roślinne wysuwają się na pierwszy plan, a nuty kwiatowe prawie znikają. Co ciekawe, napar (również ten powstały po kilku parzeniach) jest całkowicie pozbawiony goryczki. Można by wręcz powiedzieć, że z czasem pojawia się w nim delikatna słodycz.

Co do delikatnego maślanego posmaku, który był obecny w naparze z Pinglin Spring Unroasted Baozhong, to w przypadku Pinglin Baozhong Supergrade jest on również wyczuwalny, ale tylko w naparze z pierwszego parzenia.

Warto wspomnieć o listkach po parzeniu. Podobnie jak było w przypadku Pinglin Spring Unroasted Baozhong, po trzecim parzeniu widać, że rozwinięte listki są zachowane niemal w całości. Możecie je zobaczyć na zdjęciu poniżej:

Ogólnie rzecz biorąc, Pinglin Baozhong Supergrade to wyśmienita herbata, której kwiatowy aromat i smak na długo pozostają w pamięci.

Pinglin Baozhong Middle Grade

Pinglin Baozhong Middle Grade również pochodzi z tajwańskiego sklepu o nazwie Hsiang-Tai Tea Company.

Podobnie jak w przypadku Pinglin Spring Baozhong Oolong oraz Pinglin Baozhong Supergrade, listki Pinglin Baozhong Middle Grade pochodzą ze zbiorów, które miały miejsce w maju tego roku. Powstała herbata jest niższej jakości niż herbata Supergrade. Ma ona postać długich i poskręcanych listków o różnej długości, w ciemnozielonym kolorze. Wygląda ona tak, jak na zdjęciu poniżej:

Napar z tej herbaty ma wyraźny roślinny aromat z delikatnymi maślanymi nutami oraz żółtawo-zielonkawy kolor. Wygląda następująco:

W smaku naparu dominują akcenty roślinne. Nuty kwiatowe są praktycznie nieobecne. Co do maślanego posmaku, to jest on bardzo delikatny – jest wyczuwalny tylko w naparze z dwóch pierwszych parzeń. Co więcej, już od drugiego parzenia pojawia się goryczka, która z każdym kolejnym parzeniem przybiera na sile.

Warto wspomnieć o listkach po zaparzeniu. Tym razem widać, że listki są nieco bardziej rozdrobnione niż w przypadku dwóch opisanych wyżej herbat Baozhong. Możecie je zobaczyć na zdjęciu poniżej.

Ogólnie rzecz biorąc, Pinglin Baozhong Middle Grade to herbata poprawna, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym. Szczerze mówiąc, jej smak przypomina mi smak niższej jakości chińskich zielonych herbat.

Podsumowując, mimo że trzy opisane powyżej herbaty reprezentują ten sam gatunek herbaty o nazwie Pinglin Baozhong, każda z nich jest inna. Pinglin Spring Unroasted Baozhong dostarcza najbardziej zróżnicowanych doznań – w naparze z tej herbaty są obecne nuty roślinne, trawiaste, warzywne, kwiatowe i maślane. Z kolei Pinglin Baozhong Supergrade dostarcza najbardziej niezapomnianych doznań 😊 Tych intensywnych nut kwiatowych po prostu nie da się zapomnieć. Z kolei Pinglin Baozhong Middle Grade dostarcza najmniej zróżnicowanych doznań – wyraźne nuty roślinne i goryczka przybierająca na sile z każdym kolejnym parzeniem sprawiają, że smak tej herbaty przypomina bardziej smak niższej jakości chińskich zielonych herbat niż typowych herbat Baozhong.

Mnie osobiście najbardziej smakowały dwie herbaty: Pinglin Spring Unroasted Baozhong oraz Pinglin Baozhong Supergrade.

PS1 Obie próbki Pinglin Baozhonga z tajwańskiego sklepu trafiły do mnie dzięki uprzejmości Roberta Tomczyka, autora bloga Herbata Blog (http://cha-herbata.blogspot.com), za co serdecznie dziękuję.

PS2 Więcej informacji o sklepie Hsiang-Tai Tea Company można znaleźć na stronie internetowej: https://www.teahome.com.tw/en/sten.htm.

PS3 Przy przygotowaniu wpisu korzystałam z informacji udzielonych przez Roberta, z wyżej wspomnianej strony sklepu Hsiang-Tai Tea Company oraz z następującej strony sklepu TheTea: https://thetea.pl/produkt/2019-pinglin-spring-unroasted-baozhong/.

Różne odsłony herbaty cz. 53 – Kamairicha, czyli japońska herbata inna niż pozostałe

Dawno nie zamieszczałam recenzji japońskiej herbaty, więc nadszedł czas, aby napisać o takiej 😊. W dzisiejszym wpisie z cyklu pt. „Różne odsłony herbaty” przedstawię Wam japońską zieloną herbatę o nazwie Kamairicha. Została ona kupiona w sklepie eherbata.

Kamairicha to zielona herbata, która pochodzi z wyspy Kiusiu, trzeciej pod względem wielkości wyspy Japonii. Jest ona specjalnością tego regionu. Nazwa „Kamairicha” oznacza „herbatę wytwarzaną na patelni”. To właśnie sposób produkcji Kamairichy sprawia, że jest to herbata unikatowa. W celu zatrzymania oksydacji listki poddaje się działaniu wysokiej temperatury poprzez prażenie w wokach, a nie działaniu pary wodnej, tak jak w przypadku zdecydowanej większości japońskich zielonych herbat. Poddawanie listków działaniu wysokiej temperatury poprzez prażenie w wokach to typowo chińska metoda produkcji zielonej herbaty, dlatego też można by stwierdzić, że Kamairicha to japońska zielona herbata, którą wytwarza się w chińskim stylu. Co ciekawe, jeszcze kilkaset lat temu prażenie w wokach było powszechnym sposobem produkcji zielonej herbaty w Japonii. Jednak z czasem to poddawanie działaniu pary wodnej stało się popularniejsze. Obecnie japońska herbata, którą wytwarza się tą starszą metodą, jest rzadko spotykana.

Teraz co nieco o tym, jak dokładniej wygląda proces wytwarzania herbaty Kamairicha. Zebrane listki przechodzą przez takie etapy produkcji jak: prażenie w specjalnych wokach zwanych kama, pocieranie, suszenie oraz formowanie. W zależności od tego, w jaki sposób przetworzone listki zostały uformowane, herbatę Kamairicha można podzielić na dwa podstawowe rodzaje: Kamairi tamaryokucha (zwana również kamaguri) oraz Kamanobicha. Kamairi tamaryokucha to herbata, która ma postać poskręcanych listków w ciemnozielonym kolorze. Z kolei Kamanobicha ma postać ciemnozielonych listków w kształcie igiełek, przez co przypomina nieco herbatę Sencha. Ten pierwszy rodzaj jest zdecydowanie częściej spotykany.

Jeżeli chodzi o moją Kamairichę, to po analizie wyglądu listków, które widać na zdjęciu poniżej, można wywnioskować, że jest to Kamairi tamaryokucha.

Niestety nie znam więcej szczegółów dotyczących tej herbaty, np. z której prefektury wyspy Kiusiu pochodzi czy jaki był mniej więcej termin zbiorów listków.

Listki herbaty Kamairicha wydzielają aromat roślinny z wyraźnymi nutami prażenia.

Napar z Kamairichy ma intensywny roślinny zapach z delikatnymi akcentami umami i żółtawo-zielonkawy kolor. Prezentuje się on następująco:

W smaku naparu dominują akcenty roślinne z wyraźną słodyczą oraz nutami prażenia. Ogólnie rzecz biorąc, napar jest całkowicie pozbawiony goryczy. Pozostawia on w ustach niezwykle mocny i długo utrzymujący się posmak, który określiłabym jako maślano-bulionowy 😊

Co do sposobu przyrządzania tej herbaty, to myślę, że najlepiej jest zalać ją wodą o temperaturze ok. 75 stopni i parzyć przez ok. 1,5 minuty. Takie właśnie zalecenia znajdują się na stronie sklepu eherbata, ale w kilku innych anglojęzycznych źródłach zaleca się parzenie w nieco inny sposób: używając wody o wyższej temperaturze, tj. ok. 90 stopni, i skracając czas parzenia do 30 sekund. Wypróbowałam oba te sposoby i doszłam do wniosku, że tej herbacie lepiej służy parzenie wodą o niższej temperaturze. Po zaparzeniu wodą o wyższej temperaturze smak naparu jest mocniejszy, ale za to pojawia się wyraźna goryczka, której nie ma, gdy zaparzymy herbatę wodą o niższej temperaturze.

Te same listki herbaty Kamairicha można wykorzystać trzykrotnie, z tym że przy drugim parzeniu dobrze jest skrócić czas parzenia do minuty, a przy trzecim parzeniu wydłużyć go do 2,5 minuty.

Warto wspomnieć o listkach tej herbaty po zaparzeniu. Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć, jak wyglądały po drugim parzeniu:

Jak widać część listków jest rozdrobniona, a część niemalże pozostawiona w całości.

Warto też wiedzieć, że Kamairicha dobrze smakuje, gdy przyrządzimy ją na zimno. Tak przygotowany „napar” ma intensywny roślinny smak ze słodkawymi nutami. Co ciekawe, po dłuższym czasie schładzania herbaty te słodkawe nuty w „naparze” niespodziewanie stają się wyraźnie kwiatowe.

Podsumowując, Kamairicha to unikatowa japońska zielona herbata, która wyróżnia się nietypowym sposobem produkcji polegającym na prażeniu w wokach oraz niebanalnymi doznaniami smakowymi i zapachowymi dostarczanymi przez napar. Obecnie jest to moja ulubiona japońska zielona herbata. Cenię ją szczególnie za brak goryczki w smaku. Niestety jest ona dość trudno dostępna. Polecam ją szczególnie miłośnikom nietuzinkowych zielonych herbat oraz tym, którzy znają słynne japońskie zielone herbaty takie jak Sencha czy Gyokuro i chcieliby poznać coś innego.

PS. Przy opracowywaniu wpisu korzystałam z książki Jane Pettigrew pt. „World of Tea: Discovering Producing Regions and their Teas” oraz następujących źródeł internetowych:

https://eherbata.pl/kamairi-cha-1748.html

https://en.wikipedia.org/wiki/Kamairicha

https://www.myjapanesegreentea.com/kamairicha

http://theartofjapanesegreentea.com/kamairicha-a-pan-fried-green-tea-guide

http://www.o-cha.net/english/teacha/cultivation/kamairicha.html

https://tomotcha.com/en/blog/2015-010-october-shipment

Różne odsłony herbaty cz. 52 – Nepal Jun Chiyabari ‘Himalayan Black’, czyli kolejna wyśmienita czarna herbata z Nepalu

Na blogu dawno nie było recenzji herbaty, więc nadszedł czas, aby to się zmieniło 😊 W dzisiejszym wpisie z cyklu pt. „Różne odsłony herbaty” przedstawię Wam czarną herbatę z Nepalu o nazwie Nepal Jun Chiyabari ‘Himalayan Black’. Została ona kupiona w Herbaty Czas – warszawskiej herbaciarni i sklepu z herbatą w jednym.

Nepal Jun Chiyabari ‘Himalayan Black’ to czarna herbata pochodząca z nepalskiego ogrodu Jun Chiyabari, który znajduje się na wysokości ok. 1650-2200 m n.p.m. niedaleko miejscowości Hile w dystrykcie Dhankuta we wschodniej części Nepalu. Nazwa „Jun Chiyabari” oznacza po nepalsku „ogród rozświetlony księżycową poświatą”. Ten niewielki ogród o powierzchni ok. 75 hektarów został założony w 2001 r. Co ciekawe, w tym miejscu zasadzono odmiany krzewów herbacianych pochodzące nie tylko z Nepalu, ale również z niedaleko położonej indyjskiej prowincji Darjeeling, Tajwanu oraz Japonii, a także sprowadzono maszyny do obróbki herbaty z Tajwanu, co sprawia, że ogród ten jest dość nietypowy i innowacyjny. Ponadto na tym obszarze panują warunki idealne do uprawy herbaty: przede wszystkim niezwykle czyste powietrze, bliskość wysokich gór, ciepłe i słoneczne dni oraz chłodne noce i częste mgły spowijające ten rejon, które są skutkiem mieszania się ciepłego powietrza z południa oraz zimnego powietrza z północy, co przekłada się na wyjątkową aromatyczność wytwarzanych herbat.

Warto też wiedzieć, że ogród Jun Chiyabari jest określany mianem organicznego, co oznacza, że do produkcji herbaty nie używa się pestycydów czy nawozów sztucznych. Ponadto promuje on wszelkiego rodzaju działania na rzecz lokalnych społeczności, np. zatrudnia więcej kobiet niż mężczyzn.

Nepal Jun Chiyabari ‘Himalayan Black’ to herbata w pełni oksydowana. Zebrane listki dostarczane przez drobnych rolników trafiają do centralnego magazynu, gdzie następnie są przetwarzane: przechodzą przez takie procesy produkcji, jak: więdnięcie, zwijanie, oksydacja, prażenie i suszenie. Ostatecznie herbata ma postać ciemnobrązowych kawałków ze złocistymi refleksami i wygląda następująco:

Listki te wydzielają zapach lekko podprażonej gorzkiej czekolady.
Napar z Nepal Jun Chiyabari ‘Himalayan Black’ również ma zapach lekko podprażonej gorzkiej czekolady oraz bursztynowy kolor. Prezentuje się tak, jak na zdjęciu poniżej:

W smaku naparu dominują nuty czekoladowo-kakaowe. Zdarza się też, że wyczuwam w nim akcenty karmelu oraz suszonej śliwki, ale są one dość delikatne. Ogólnie rzecz biorąc, smak naparu z tej herbaty kojarzy mi się ze smakiem niezbyt słodkich ciastek czekoladowych lub gorzkiej czekolady. Co ciekawe, napar pozostawia delikatny miodowy posmak.

Co do sposobu przyrządzania tej herbaty, to myślę, że najlepiej jest zalać ją wodą tuż po zagotowaniu i parzyć przez 1 minutę. Co prawda na stronie sklepu oraz ogrodu Jun Chiyabari zaleca się parzyć tę herbatę przez 4-5 minut, ale napar powstały po minucie parzenia zdecydowanie bardziej mi smakuje. Te same listki można wykorzystać dwukrotnie, z tym, że przy drugim parzeniu dobrze jest wydłużyć czas parzenia o ok. 2 minuty.

Na koniec warto wspomnieć o listkach tej herbaty po zaparzeniu. Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć, jak wyglądały po pierwszym parzeniu:

Listki te są rozdrobione w średnim stopniu, ale to wcale nie przekłada się na gorsze doznania smakowe, ponieważ napar z Nepal Jun Chiyabari ‘Himalayan Black’ smakuje równie wybornie, co herbata, której liście są zachowane w całości.

Podsumowując, Nepal Jun Chiyabari ‘Himalayan Black’ to nepalska czarna herbata dająca napar o zapachu i smaku lekko podprażonej gorzkiej czekolady oraz delikatnym miodowym posmaku. Jest ona kolejnym dowodem na to, że nepalskie herbaty są wyśmienite, wcale nie gorsze niż np. znane herbaty z niedaleko położonej indyjskiej prowincji Darjeeling. Polecam tę herbatę szczególnie miłośnikom czarnych herbat oraz herbat, które dają niezbyt słodki napar.

PS. Przy opracowywaniu wpisu korzystałam ze strony internetowej ogrodu Jun Chiyabari (http://junchiyabari.com/) oraz następujących źródeł internetowych:

https://herbatyczas.pl/pl/tylko-u-nas/960732-1222-himalayan-black.html/

https://www.siam-teas.com/product/jun-chiyabari-himalayan-black-tea/

https://www.paperandtea.com/journal/jun-chiyabari/

Różne odsłony herbaty cz. 51 – Kim Tuyen Black Tea, czyli intrygująca czarna herbata z Wietnamu

W dzisiejszym wpisie z cyklu pt. „Różne odsłony herbaty” przedstawię Wam wietnamską czarną herbatę o nazwie Kim Tuyen Black Tea, która została kupiona w sklepie eherbata. Po tym, jak jakiś czas temu spróbowałam dwóch wietnamskich herbat: białej o nazwie Suoi Giang Wild White Tea oraz zielonej o nazwie Suoi Giang Wild Green Tea (http://mycupofgreentea.pl/2016/04/07/rozne-odslony-herbaty-cz-27-suoi-giang-wild-green-tea-oraz-suoi-giang-wild-white-tea-czyli-dwie-wietnamskie-herbaty-z-prowincji-yen-bai/), wiedziałam, że muszę sięgnąć po więcej herbat z Wietnamu. Dlatego też, gdy dowiedziałam się, że w ofercie jednego ze sklepów pojawiła się wietnamska czarna herbata, nie mogłam nie skorzystać z okazji, żeby zaopatrzyć się w nią 🙂

Kim Tuyen Black Tea to czarna herbata, która pochodzi z prowincji Lai Châu położonej na północy Wietnamu, w Regionie Delty Rzeki Czerwonej, a konkretniej z dystryktu Tam Dương. Ten rejon znajduje się niedaleko granicy z chińską prowincją Yunnan, u podnóża szczytu Fansipan (Phan Xi Păng), najwyższego szczytu Wietnamu, a zarazem całych Indochin, znajdującego się w paśmie górskim Hoàng Liên Sơn.

Kim Tuyen Black Tea jest wytwarzana z tajwańskiego kultywaru krzewu herbacianego o nazwie Jin Xuan, który jest wykorzystywany najczęściej do produkcji oolongów (Kim Tuyen to wietnamski zapis tej nazwy). Nie wiem dokładnie, jak wygląda proces wytwarzania tej herbaty, ale podejrzewam, że zebrane listki przechodzą przez etapy produkcji typowe dla czarnej herbaty, czyli więdnięcie, zwijanie, oksydacja i suszenie. Wiem, że moja herbata pochodzi ze zbiorów, które miały miejsce jesienią 2018 r.

Ostatecznie herbata ma postać niewielkich pozwijanych listków w ciemnobrązowym kolorze, z jasnobrązowymi akcentami, które mają nieregularny kształt. Prezentuje się tak, jak na zdjęciu poniżej:

Napar z Kim Tuyen Black Tea ma słodkawy miodowo-owocowy aromat i brązowawo-złotawy kolor. Wygląda następująco:

Co do smaku naparu, to najlepiej określa go wyrażenie „słodycz miodu i owoców tropikalnych”. To była pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po spróbowaniu naparu :). W naparze wyczuwalne są też delikatne nuty kakao. Smak herbaty może się kojarzyć nieco ze smakiem tajwańskich oolongów (szczególnie tych o miodowym aromacie i smaku), ale jednocześnie ma w sobie też coś z czarnych herbat pochodzących z chińskiej prowincji Yunnan.

Co do sposobu przyrządzania Kim Tuyen Black Tea, to wydaje mi się, że najlepiej jest zalać listki wodą tuż po zagotowaniu i parzyć je przez minutę. Przy kolejnym parzeniu dobrze jest wydłużyć czas parzenia nawet do 3-4 minut. Co ciekawe, smak naparu z drugiego parzenia zmienia się całkowicie – nuty kakao zaczynają dominować, a akcenty miodowo-owocowe chowają się w tle. Kim Tuyen Black Tea to zdecydowanie herbata, która nadaje się do dwukrotnego parzenia.

Na koniec na zdjęciu poniżej zaprezentuję Wam, jak wyglądały listki po drugim parzeniu.

Podsumowując, Kim Tuyen Black Tea to kolejna warta uwagi herbata z Wietnamu. Ta czarna herbata daje napar o miodowo-owocowym aromacie i miodowo-owocowym smaku, w którym można też wyczuć akcenty kakao. Polecam ją szczególnie miłośnikom oolongów oraz niebanalnych czarnych herbat. Ja osobiście bardzo ją lubię, chętnie do niej wracam.

PS Przy przygotowywaniu wpisu korzystałam z następujących źródeł internetowych:

https://eherbata.pl/wietnamska-kim-tuyen-2018-2035.html

https://specialtyteaalliance.org/world-of-tea/vietnamese-tea-origin/

https://teamtea.co.uk/products/kim-tuyen-rainforest-black-vietnam?variant=14055770325036

https://steepster.com/teas/harney-and-sons/84624-kim-tuyen-black#tasting-notes

https://pl.wikipedia.org/wiki/Prowincja_Lai_Ch%C3%A2u

https://en.wikipedia.org/wiki/Tam_D%C6%B0%C6%A1ng_District

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ho%C3%A0ng_Li%C3%AAn_S%C6%A1n

Różne odsłony herbaty cz. 50 – Yuchi Wild Black Tea oraz Ruby Black Tea, czyli dwie czarne herbaty z tego samego rejonu Tajwanu

Dzisiejszy wpis z cyklu pt. „Różne odsłony herbaty” będzie nieco inny niż zwykle, ponieważ przedstawię w nim dwie czarne herbaty pochodzące z tego samego rejonu Tajwanu, które zostały kupione w dwóch różnych sklepach: Yuchi Wild Black Tea z TheTea oraz Ruby Black Tea aka Hong Yu ‘Rubinowa’ z eherbata.

Yuchi Wild Black Tea

Yuchi Wild Black Tea to czarna herbata (według chińskiej nomenklatury: czerwona herbata), która pochodzi z gminy wiejskiej Yuchi w powiecie Nantou położonym w środkowej części Tajwanu. Na tym obszarze znajduje się słynne jezioro Sun Moon Lake (chińska nazwa: Ri Yue Tan), które jest największym zbiornikiem wodnym na Tajwanie. Jezioro to wraz z okolicznymi rejonami wchodzi w skład parku narodowego o nazwie Sun Moon Lake National Scenic Area.

Yuchi Wild Black Tea powstaje ze zdziczałych krzewów herbacianych pochodzących z indyjskiego rejonu Assam, które zostały zaadaptowane na terenie Tajwanu w latach 1980-1990. Niestety nie udało mi się ustalić, jak wygląda proces wytwarzania tej herbaty, ale podejrzewam, że zebrane listki przechodzą przez etapy produkcji typowe dla czarnej herbaty, czyli więdnięcie, zwijanie, oksydacja i suszenie. Wiem z całą pewnością, że herbata pochodzi ze zbioru, który miał miejsce w 2018 r.

Ostatecznie herbata ma postać dość długich pozwijanych listków w ciemnobrązowym kolorze, z jasnobrązowymi przebłyskami. Wygląda tak, jak na zdjęciu poniżej:

Napar z Yuchi Wild Black Tea ma pomarańczowawo-brązowawy kolor i słodkawy owocowo-miodowy aromat. Wygląda następująco:

Smak naparu jest ciekawym połączeniem delikatnej słodyczy i lekkiej kwaskowatości – można w nim wyczuć słodkawe akcenty ciemnego cukru i nuty biszkoptowe oraz lekko kwaskowate nuty, które bardzo kojarzą mi się ze smakiem wiśni gotowanych na kompot.

Co do sposobu przyrządzania Yuchi Wild Black Tea, to mam wrażenie, że jest to herbata, której zdecydowanie służy zaparzanie metodą gongfu cha. Myślę, że najlepiej jest zalać listki wodą tuż po zagotowaniu i zacząć parzenie od 10 sekund, a potem stopniowo wydłużać czas parzenia o 5-10 sekund. Jest to niezwykle wydajna herbata – przyrządzając ją metodą gongfu cha, te same listki można wykorzystać nawet ośmiokrotnie. Zaskakujące jest to, że z każdym kolejnym parzeniem smak naparu pozostaje właściwie bardzo zbliżony do smaku naparu z pierwszego parzenia. Co ciekawe, gdy raz zdarzyło mi się przeparzyć tę herbatę, to w powstałym naparze wyczułam intensywne nuty kwiatowe, które były totalnym zaskoczeniem.

Na koniec na zdjęciu poniżej pokażę Wam, jak wyglądały listki po szóstym parzeniu. Przyjemnie się ogląda takie listki w całości 🙂

Ruby Black Tea

Ruby Black Tea (zwana również Red Jade lub Formosa Black Tea) to chyba najsłynniejsza czarna herbata z Tajwanu, która podobnie jak Yuchi Wild Black Tea pochodzi z okolic jeziora Sun Moon Lake w gminie wiejskiej Yuchi w powiecie Nantou. Herbata ta powstaje ze specjalnego kultywaru krzewu herbacianego o nazwie Ruby #18. Kultywar ten został oficjalnie oddany do użytku w 1999 r. przez tajwański ośrodek o nazwie Tea Research Institute (obecnie Tea Research and Extension Station (TRES)) po ponad 50 latach pracy. Powstał on poprzez skrzyżowanie birmańskiego krzewu herbacianego Camellia sinensis odmiana assamica z tajwańskim dziko rosnącym krzewem herbacianym odmiana Camellia formonensis. W 2003 r. w drodze głosowania nadano mu nazwę „Ruby”, czyli właśnie „Rubinowa”, aby podkreślić wyjątkowość i unikatowy charakter tej herbaty (rubin to jeden z najbardziej poszukiwanych kamieni szlachetnych w Chinach i na Tajwanie). Obecnie kultywar ten wykorzystuje się do produkcji wysokiej jakości czarnej herbaty o bardzo charakterystycznym smaku i zapachu. Wytwarzaniem Ruby Black Tea zajmują się małe rodzinne ogrody, które produkują ją w niewielkich ilościach.

Podobnie jak w przypadku Yuchi Wild Black Tea i tym razem nie udało mi się ustalić, jak dokładniej wygląda proces wytwarzania Ruby Black Tea, ale podejrzewam, że zebrane listki przechodzą przez etapy produkcji typowe dla czarnej herbaty, czyli więdnięcie, zwijanie, oksydacja i suszenie. Wiem z całą pewnością, że herbata pochodzi ze zbioru, który miał miejsce w czerwcu 2018 r.

Ostatecznie herbata ma postać niedużych pozwijanych listków w ciemnobrązowym kolorze. Wygląda tak, jak na zdjęciu poniżej:

Napar z Ruby Black Tea ma bordowo-brązowy kolor i intensywny mentolowy aromat. Wygląda on następująco:

Ten bordowy kolor staje się bardziej intensywny przy kolejnym parzeniu.

W smaku napar przypomina nieco smak naparu z czarnych herbat z Assamu – jest mocny i pełny, delikatnie słodowy, ale ma też swój unikatowy charakter. Można w nim wyczuć akcenty przypraw korzennych (szczególnie cynamonu) oraz suszonych śliwek i wiśni. Napar pozostawia dość silne uczucia ściągania (szczególnie ten z pierwszego parzenia) oraz niezwykle intensywny mentolowy posmak. Któregoś razu zdarzyło się, że ten charakterystyczny mentolowy posmak czułam w ustach przez około 15 minut po wypiciu herbaty, co jest absolutnym rekordem czasowym. Ogólnie rzecz biorąc, jest to herbata, która daje napar o tak specyficznym smaku i aromacie, że ciężko jest pomylić ją z jakąkolwiek inną herbatą.

Co do sposobu przyrządzania Ruby Black Tea, to mam wrażenie, że w odróżnieniu od Yuchi Wild Black Tea jest to herbata, której służy parzenie metodą zachodnią. Myślę, że przy pierwszym parzeniu najlepiej jest zalać listki wodą tuż po zagotowaniu i zaparzyć przez minutę, a przy kolejnym parzeniu – wydłużyć czas parzenia do ok. 3 minut. Ruby Black Tea to herbata, która nadaje się do dwukrotnego parzenia.

Na koniec na zdjęciu poniżej pokażę Wam, jak wyglądały listki po drugim parzeniu. Od razu widać, że listki tej herbaty są znacznie większe niż listki Yuchi Wild Black Tea.

Podsumowując, Yuchi Wild Black Tea oraz Ruby Black Tea to dwie tajwańskie czarne herbaty, które pochodzą z tego samego rejonu jeziora Sun Moon Lake w gminie wiejskiej Yuchi w powiecie Nantou, ale to właściwie jedyne, co je łączy, bo dostarczają zupełnie innych doznań smakowych i zapachowych. Yuchi Wild Black Tea daje napar o słodkawym zapachu i słodkawo-kwaskowatym smaku, w którym można wyczuć akcenty ciemnego cukru i gotowanych wiśni. Z kolei Ruby Black Tea daje napar o mentolowym aromacie, mocnym smaku, w którym można wyczuć nuty cynamonu oraz suszonych śliwek i wiśni, jak również intensywnym mentolowym posmaku. Szczerze mówiąc, bardziej smakuje mi ta pierwsza, ale uważam, że zdecydowanie warto spróbować obydwu.

PS Przy przygotowywaniu wpisu korzystałam z następujących źródeł internetowych:

https://thetea.pl/produkt/2018-yuchi-wild-black-tea/

https://www.curioustea.com/tea/black-tea/yuchi-wild-shan-cha/

https://en.wikipedia.org/wiki/Sun_Moon_Lake

https://eherbata.pl/hong-yu-2018-rubinowa-1744.html

https://www.teaguardian.com/quality-varieties/tea-varieties/red-jade-the-fragrance-of-taiwan/

https://www.nickkembel.com/experiences/ruby-red-18.html

https://www.totemtea.com/products/ruby-18-taiwanese-black

http://hojotea.com/item_e/b05e.htm

https://www.zentealife.com/blogs/tea-blog/ruby-black-tea-from-taiwan

https://eco-cha.com/collections/taiwan-black-tea/products/red-jade-black-tea