Jakie herbaty preferują Polacy? – wnioski z dwóch artykułów o sytuacji na polskim rynku herbaty w 2014 r.

Niedawno natknęłam się na dwa krótkie artykuły, które analizują sytuację na polskim rynku herbaty w 2014 roku – „Obraz polskiego rynku herbaty” Piotra Krupy oraz „Kawa czy herbata?” dr. Adama Mokrysza. Postanowiłam, że w ramach ciągu dalszego podsumowań zeszłego roku w dzisiejszym wpisie przedstawię Wam najważniejsze wnioski, jakie nasuwają się po lekturze tych dwóch artykułów, ze szczególnym uwzględnieniem preferencji herbacianych Polaków. O to one:

  1. Polacy wypijają rocznie przeciętnie 1 kg herbaty na osobę, co zapewnia Polsce czwarte miejsce w europejskim rankingu krajów o największym spożyciu herbaty oraz dziewiąte miejsce w analogicznym rankingu światowym.
  2. Największy udział w sprzedaży detalicznej należy do czarnej herbaty (58,9% całego rynku), a w dalszej kolejności – herbaty ziołowej (14,2%), Earl Greya (10,2%), zielonej herbaty (8,1%), herbaty owocowej (7,1%) i czerwonej (1,3%), a na samym końcu – innych herbat (0,4%). To oznacza, że Polacy wyraźnie preferują czarną herbatę. Jednak jest także dobra wiadomość dla miłośników innych herbat – według prognoz rynkowych na następne lata przewiduje się dynamiczny rozwój zielonych herbat oraz herbat owocowych.
  3. Na polskim rynku pozycja herbaty ekonomicznej, czyli łatwo dostępnej herbaty charakteryzującej się niską ceną, którą można kupić w dyskontach spożywczych, coraz bardziej umacnia się.
  4. W ciągu ostatnich dziesięciu lat konsumpcja kawy w Polsce wzrosła aż o 80%, podczas gdy konsumpcja herbaty nieznacznie spadła, co wyraźnie wskazuje na większą popularność kawy. Taka sytuacja może być spowodowana tym, że gotową kawę można wypić na mieście, to znaczy np. w kawiarniach, podczas gdy herbatę raczej przyrządza się i pije się w domu.
  5. Największe ilości herbaty importuje się z trzech krajów: Kenii, Sri Lanki oraz Indii. Co ciekawe, z tych krajów sprowadza się listki niesfermentowane lub częściowo fermentowane, które następnie już na terenie Polski poddaje się przetwarzaniu i wysyła się dystrybutorom krajowym lub eksportuje się za granicę.
  6. Najwięksi producenci herbaty w Polsce to: UniLever Polska (producent herbaty Lipton), Tata Global Beverages (producent herbaty Tetley) oraz Herbapol Lublin (specjalista w herbatach ziołowych i owocowych).

Przyznam się Wam szczerze, że co prawda wiedziałam, że Polacy najczęściej piją czarną herbatę, ale nie byłam świadoma tego, że Earl Grey jest aż tak popularny, bo to dość ciekawa herbata. Poza tym cieszę się, że zielona herbata zajmuje czwartą pozycję pod względem wielkości udziału w rynku i że jest szansa, że coraz więcej Polaków będzie sięgać po nią, gdyż bez wątpienia zasługuje na uznanie :).

Pozdrawiam 🙂

PS. Przy opracowywaniu wpisu korzystałam z następujących źródeł:

1. „Kawa czy herbata?” dr. Adama Mokrysza w: Gazeta Finansowa, 15–28 sierpnia 2014 r., s. 31, artykuł dostępny na stronie: http://gf24.pl/wp-content/uploads/2014/08/31-35.pdf

2. „Obraz polskiego rynku herbaty” Piotra Krupy, artykuł dostępny na stronie: http://inwestor.msp.gov.pl/si/polska-gospodarka/wiadomosci-gospodarcze/28509,Obraz-polskiego-rynku-herbaty.html

Pierwsze urodziny bloga – wpis specjalny

W poniedziałek blog skończył roczek – dokładnie 12 stycznia 2014 roku pojawił się na nim pierwszy wpis :). Z tej okazji postanowiłam przygotować dość osobiste podsumowanie aktywności na blogu w pierwszym roku istnienia, dzielące się na dwie główne części. O to one:

1. Co działo się na blogu w tym czasie?

Do tej pory na blogu pojawiły się 34 wpisy (nie liczę tego wpisu ;)), które można podzielić na dwie grupy. Pierwsza grupa obejmuje 15 wpisów z cyklu pt. „Różne odsłony herbaty”, w których opisałam takie herbaty, jak Sencha, Gyokuro, Kokeicha, Pai Mu Tan, Genmaicha, Matcha, Hojicha, Baihao Yinzhen, Nokcha, Rooibos, Che Thai Nguyen, Lapsang Souchong, Lu Shan Yun Wu, wietnamska herbata lotosowa i Meng Ding Huang Ya.

Które herbaty zdecydowanie warto spróbować? Pozwólcie, że przedstawię swoją subiektywną listę dziesięciu najciekawszych herbat wraz z krótkim komentarzem wyjaśniającym, co wyróżnia daną herbatę od innych (kolejność pozycji jest przypadkowa):

  1. Genmaicha – japońska zielona herbata, którą charakteryzuje wyraźny ryżowy posmak;
  2. Matcha – japońska zielona herbata w formie proszku, która występuje w dwóch wersjach smakowych: bardzo słodkiej (Matcha Latte) i gorzkiej (zwykła Matcha);
  3. Hojicha – bardzo nietypowa herbata. Teoretycznie klasyfikuje się ją jako japońską zieloną herbatę, natomiast w praktyce smakuje bardziej jak czarna;
  4. Pai Mu Tan – bardzo delikatna chińska biała herbata;
  5. Baihao Yinzhen – tak samo jak w punkcie 4 ;);
  6. Che Thai Nguyen – wietnamska zielona herbata, która zapewnia różnorodne doznania smakowe;
  7. Wietnamska herbata lotosowa – zielona herbata aromatyzowana kwiatami lotosu o bardzo intensywnym słodkawym smaku i aromacie;
  8. Lapsang Souchong – chińska czarna herbata o niezwykle intensywnym smaku i zapachu wędzonki. Ja osobiście nie przepadam za tą herbatą, ale znam kilka osób, które uwielbiają ją. Warto spróbować jej chociaż raz tylko po to, żeby wyrobić sobie opinię o niej;
  9. Meng Ding Huang Ya – chińska żółta herbata, której picie sprawia prawdziwą przyjemność;
  10. Herbata kwitnąca – ten typ herbaty zapewnia przede wszystkim niezapomniane doznania wizualne (chociaż w niektórych przypadkach może dostarczać również ciekawych doznań smakowych ;)).

Z kolei druga grupa obejmuje 19 wpisów poświęconych różnym tematom związanym z herbatą, np. przechowywaniu herbaty, metodom jej przyrządzania – na zimno i shinobicha, czy też faktom i mitom o niej (swoją drogą ten wpis cieszył się największą popularnością wśród czytelników). W tej grupie można również znaleźć recenzje trzech książek o herbacie – „Ilustrowany przewodnik herbaty” Leszka Ruma, „Herbata. Przewodnik” Anny Ładniak oraz „Herbata. 100 przepisów” Mary Ward.

2. Co zyskałam dzięki pisaniu na blogu?

Przyznam się Wam szczerze, że uświadomiłam sobie, że prowadzenie bloga jest dla mnie korzystne z trzech powodów. Po pierwsze, stanowi on dla mnie wielką motywację nie tylko, aby próbować nowych herbat i szukać informacji o nich, ale również żeby poszerzać swoją wiedzę ogólną o herbacie. Gdybym nie założyła tego bloga, nie byłabym świadoma tylu ciekawych rzeczy (i nie mogłabym dzielić się nimi z Wami ;)). Na przykład, nie wiedziałabym, że Wietnamczycy produkują taką pyszną herbatę (patrz: Che Thai Nguyen, czy wietnamska herbata lotosowa) albo że zaparzanie japońskiej zielonej herbaty metodą shinobicha dostarcza niezwykłych doznań smakowych, których nie można uzyskać, przyrządzając ją w standardowy sposób.

Po drugie, prowadzenie bloga daje upust mojej kreatywności. Nie wiem, czy wiecie, ale z natury jestem bardzo kreatywną osobą. Jak byłam dzieckiem, to m.in. dużo rysowałam, a potem również pisałam opowiadania i wiersze. Niestety, ostatecznie z różnych względów (głównie z braku czasu) musiałam zaprzestać tych czynności, co sprawiło, że już nie wracałam do nich. Teraz mam bloga, dzięki któremu mogę wyżyć się twórczo, bo prowadzę go jak chcę :).

Po trzecie, tak jak wspomniałam w zakładce „O mnie”, blog stanowi dla mnie odskocznię od codziennych obowiązków. Tutaj chyba nie muszę nic wyjaśniać, bo myślę, że każdy rodzic doskonale wie, jak ważne i dobre jest mieć coś takiego, żeby zachować równowagę psychiczną (a jak ktoś nie ma dziecka/dzieci, to pewnie domyśla się tego ;)).

Ogólnie rzecz biorąc, bardzo cieszę się, że założyłam tego bloga, bo jego prowadzenie sprawia mi wielką przyjemność :).

Mam nadzieję, że i Wy czerpiecie jakieś korzyści z tego bloga :). Czy tak jest istotnie? Czy dzięki niemu dowiedzieliście się czegoś ciekawego albo uświadomiliście sobie coś? Jeżeli macie ochotę, to odpowiedzcie na te pytania w komentarzu (a jak nie chcecie, to nie piszcie :p).

Pozdrawiam 🙂

Lista najbardziej osobliwych herbat świata

W dzisiejszym wpisie przedstawię Wam subiektywną listę dziewięciu najdziwniejszych herbat na świecie wraz z krótkim wyjaśnieniem, dlaczego uważam daną herbatę za osobliwą. O to i ona (kolejność pozycji jest przypadkowa):

1. Kukicha (ze względu na unikalny skład) – w odróżnieniu od innych herbat ta japońska zielona herbata składa się nie tylko z listków, ale również łodyżek i gałązek, czyli, ściślej rzecz biorąc, tych części Camelli sinensis, których przeważnie nie wykorzystuje się do produkcji herbaty. Podobno ma ona wyjątkowe walory smakowe i zdrowotne – jest bardzo łagodna w smaku ze względu na niewielką zawartość teiny (niestety jeszcze nie miałam okazji spróbować jej, ale za jakiś czas postaram się nadrobić tę zaległość ;));

2. Lapsang Souchong (ze względu na niecodzienny aromat i smak) – tę chińską czarną herbatę wyróżnia intensywny aromat i smak wędzonki;

3. Matcha (ze względu na wyjątkowo szerokie zastosowania) – tę sproszkowaną japońską zieloną herbatę można wykorzystać aż na trzy różne sposoby: jako podstawę do przygotowania zwykłego naparu, dodatek do potraw, w tym do deserów, oraz jako polepszacz innych herbat;

4. Kombucza, zwana również kwasem herbacianym (ze względu na nietypowy sposób przetworzenia i picia herbaty) – co prawda to nie jest typowa herbata, ale jest to napój orzeźwiający tworzony na bazie słodzonej herbaty, przeważnie zielonej, która ulega fermentacji pod wpływem działania tzw. grzybków herbacianych (mieszanki specjalnych drożdży i bakterii). W efekcie powstaje brązowawy, słodkawy napój, który po ośmiu dniach przekształca się w ocet spożywczy. Kombucza pochodzi z rejonu przy granicy północno-wschodnich Chin z Rosją (dawniej znanego jako Mandżuria);

5. Awabancha (ze względu na osobliwą metodę produkcji) – tę fermentowaną zieloną japońską herbatę wytwarza się w bardzo osobliwy sposób: jednym z etapów produkcji tej herbaty jest umieszczenie jej w specjalnym pojemniku i poddanie jej procesowi fermentacji pod wpływem działania bakterii kwasu mlekowego przez trzy tygodnie. Podobno Awabancha ma bardzo łagodny, nieco dymny smak (nie próbowałam jej i, szczerze mówiąc, nie planuję zmieniać tego stanu rzeczy, bo sfermentowana zielona herbata nie do końca mnie przekonuje ;));

6. Panda Dung Tea (ze względu na fakt, że jest to najdroższa herbata na świecie) – tę zieloną herbatę wytwarza się jedynie w górach Ya’an w chińskiej prowincji Syczuan. Jej produkcją zajmuje się tylko jeden chiński przedsiębiorca nazywający się An Yanshi. Przyczyną bardzo wysokiej ceny jest unikalny nawóz wykorzystywany do uprawy tej herbaty, mianowicie (uwaga, będzie trochę niesmacznie) ekskrementy pandy wielkiej. Dzięki specyficznej diecie pandy (składającej się głównie z pędów bambusa) podobno Panda Dung Tea ma wyjątkowe walory zdrowotne. Obecnie 50 gramów tej herbaty kosztuje 3500 dolarów, czyli 11 550 zł (zakładając, że kurs dolara wynosi 3,3 zł, tak jak dzisiaj);

7. Żółta herbata (ze względu na fakt, że jest to najrzadsza herbata na świecie) – jest ona bardzo rzadka (produkowana wyłącznie na niewielką skalę – w ilości do kilkudziesięciu kilogramów rocznie) i przez to trudno dostępna. Nawet w Chinach, czyli miejscu produkcji żółtej herbaty, ciężko jest kupić ją. Przyczyna wyjątkowości żółtej herbaty tkwi w nietypowej metodzie wytwarzania – po zbiorze herbaty listki poddaje się procesowi fermentacji enzymatycznej (oksydacji), który przerywa się, prażąc listki, a następnie zwijając je, zanim zostaną one dokładnie wysuszone, dzięki czemu nabierają charakterystycznego żółtawego koloru. Podobno żółta herbata ma wyjątkowy, bardzo delikatny smak (potwierdzam to, bo próbowałam już jedną; zresztą w następnym wpisie na blogu przedstawię Wam ją :));

8. Herbata cegiełkowa, zwana również tabliczkową (ze względu na nietypową formę) – jak sama nazwa wskazuje, jest to herbata, najczęściej czarna, zielona lub typu pu-erh, w postaci cegiełek. Wywodzi się ona ze starożytnych Chin – była to najpopularniejsza forma herbaty, którą wykorzystywano nawet jako walutę w wielu częściach Azji. Obecnie w Mongolii i Tybecie herbata cegiełkowa wciąż jest środkiem płatniczym w handlu. Ponadto w Mongolii przyrządza się z niej specjalny napój z dodatkiem masła z mleka jaka i soli zwany herbatą tybetańską (część herbaty cegiełkowej trzeba zetrzeć);

9. Drink zwany Wrestling of Dragon and Tiger (ze względu na to, że jest to osobliwy sposób picia herbaty) – ten drink stanowi tradycyjny sposób picia herbaty przez niektóre grupy etniczne w chińskiej prowincji Junnan. W istocie jest to mieszanka alkoholu, np. rumu lub brandy, oraz zaparzonej herbaty, przeważnie typu czarny pu-erh. Przy przyrządzaniu tego drinka ważne jest, aby użyć jednego składnika w większej ilości, a drugiego – w mniejszej, a także żeby pamiętać, żeby dodać herbatę do alkoholu, nie odwrotnie. Nie zaleca się pić tego drinka zbyt często 😉

Jeżeli słyszeliście/czytaliście jeszcze o jakiejś osobliwej herbacie, której nie wymieniłam, koniecznie napiszcie o tym w komentarzu pod tym wpisem 🙂

Pozdrawiam 🙂

PS. Przy redagowaniu wpisu korzystałam z następujących źródeł internetowych:

http://www.top100arena.com/news/774/top-10-bizzare-teas-you-didnt-know-people-drank

http://coffeetea.about.com/od/teaandtisanebasics/a/TeaTypes_2.htm

http://pl.wikipedia.org/wiki/Kombucza

http://en.wikipedia.org/wiki/Kombucha

http://www.pref.tokushima.jp/english/attraction/food/index07.html

http://www.in-kamiyama.jp/en/art/8562/

http://en.wikipedia.org/wiki/Kukicha

https://www.krainaherbaty.pl/herbatazielona/kukicha?gclid=COPxjtqxm8ICFSoewwodkpAAag

http://en.wikipedia.org/wiki/Panda_tea

http://news.sky.com/story/4306/panda-dung-is-secret-to-most-expensive-tea

http://morzeherbaty.pl/2011/06/herbaty-zolte/

http://en.wikipedia.org/wiki/Tea_brick

http://www.herbaciarnia-chorzow.pl/ciekawostki/tuzin-nietuzinkowych-ciekawostek-o-herbacie/

http://lifeinteacup.teatra.de/2010/12/18/wrestling-of-dragon-and-tiger-%E9%BE%8D%E8%99%8E%E9%AC%A5/

Fakty i mity o herbacie

W dzisiejszym wpisie krótko odniosę się do jedenastu wybranych powszechnych faktów i mitów o herbacie. O to one (pozwólcie, że przedstawię je w punktach):

1. Herbatki ziołowe to również prawdziwa herbata.

Mit. Tylko i wyłącznie susz pochodzący z rośliny zwanej Camellia sinensis może być poprawnie nazywany herbatą.

2. Zielona herbata nie zawiera teiny.

Mit. Zielona herbata zawiera teinę, ale w mniejszej ilości niż np. czarna herbata (dlatego też ma mniejsze działanie pobudzające).

3. Herbata zawiera duże ilości przeciwutleniaczy.

Fakt. Herbata to bogate źródło przeciwutleniaczy. Innymi przykładowymi źródłami przeciwutleniaczy są czekolada i wino.

4. Herbata nie ma terminu ważności.

Mit. Przyjmuje się, że herbata ma sześciomiesięczny termin ważności (zakładając, że jest przechowywana prawidłowo). Po upływie tego terminu zaczyna ona tracić swoje cenne przeciwutleniacze. Według wyników badania przedstawionego w czasopiśmie Journal of Food Science po tym terminie zielona herbata straciła 32% początkowej ilości katechin. Oczywiście, nic się nie stanie, jak zaparzymy i wypijemy herbatę po sześciu miesiącach – po prostu pogorszą się jej walory zdrowotne.

5. Herbata jest lepszym porannym napojem pobudzającym niż kawa.

Fakt. Kofeina sprawia, że kawa pobudza nas nagle, ale na krótko. Z kolei teina w herbacie ma całkowicie odwrotne działanie – pobudza nas mniej gwałtownie, ale na dłużej.

6. Mocna herbata pobudza najbardziej.

Mit. Teina jest najbardziej aktywna do trzech minut parzenia.

7. Dodatki do herbaty typu miód czy mleko zmniejszają jej właściwości zdrowotne.

Mit. Nie dość, że takie dodatki nie zmniejszają właściwości zdrowotnych herbaty, to jeszcze mogą je zwiększać. Na przykład według wyników badania przedstawionego w czasopiśmie Human Psychopharmacology: Clinical and Experimental miód w herbacie zwiększa wydajność pracy.

8. Herbata pomaga zrzucić zbędne kilogramy.

Częściowo fakt. Herbata przyspiesza metabolizm, ale tylko w niewielkim stopniu (bo zawiera małe ilości substancji odpowiedzialnej za takie działanie).

9. Kobiety w ciąży nie powinny pić zbyt dużych ilości herbaty.

Fakt. Herbata zawiera teinę, na którą szczególnie kobiety w ciąży powinny uważać. Oczywiście, to nie znaczy, że w ciąży nie można w ogóle pić herbaty – można, ale z umiarem :).

10. Nie powinno się pić herbaty i zażywać suplementów diety w tym samym czasie.

Fakt. Szczególnie czarna herbata hamuje wchłanianie żelaza do organizmu, co sprawia, że nie powinno się pić jej w trakcie spożywania produktów lub przyjmowania środków bogatych w żelazo.

11. Herbata pomaga zwalczyć przeziębienie.

Fakt. Ze względu na właściwości przeciwzapalne herbata może złagodzić np. ból gardła.

Pozdrawiam 🙂

PS. Przy redagowaniu wpisu korzystałam z następujących źródeł internetowych:

http://www.futurelife.co.za/tea-myths-and-facts/

http://theteahaus.com/blog/17_facts-and-myths-about-tea.html

http://blog.foodnetwork.com/healthyeats/2013/02/07/tea-facts-vs-myths/

http://www.latimes.com/health/la-he-tea-facts-20130727-story.html

http://kuchnia.wp.pl/gid,16107697,kat,1037881,title,10-faktow-i-mitow-o-kawie-i-herbacie,galeria.html

Jak przyrządzić herbatę na zimno?

Nie wiem, jak Wy, ale ja mam tak, że jak jest temperatura powyżej 20 stopni Celsjusza na dworze, to nie mam za bardzo ochoty na gorącą herbatę. Jednak szkoda byłoby tak całkiem zrezygnować z herbaty w taką pogodę (zwłaszcza, że przecież wysoka temperatura może utrzymywać się przez dłuższy czas), dlatego też warto wiedzieć, jak przygotować ją na zimno :). W dzisiejszym wpisie zaprezentuję Wam pewien sposób na przyrządzenie chłodnego „naparu,” zwany po angielsku cold brewing (czyli “zaparzanie” na zimno).

Pozwólcie, że najpierw przedstawię Wam, jak przygotować herbatę za pomocą tej metody po kolei w punktach, a następnie podzielę się z Wami moimi wrażeniami z eksperymentu ;):

1. Przygotowujemy trzy rzeczy: dzbanek, wodę i susz herbaciany, przy czym:

1) dobrze by było, żeby dzbanek był takiej wielkości, aby zmieścił się do lodówki,

2) najlepiej by było, żebyśmy użyli chłodnej, mineralnej wody (a konkretniej niskozmineralizowanej). Jeżeli nie mamy akurat takiej wody, to może to być ostatecznie przegotowana i wystudzona kranówka, ale woda mineralna pozwala uzyskać lepszy smak,

3) możemy wykorzystać właściwie każdą herbatę, w zależności od tego, jaką mamy akurat pod ręką i na jaką mamy ochotę.

2. Wsypujemy trochę suszu do dzbanka – ciężko określić dokładnie ile, bo to zależy od rodzaju herbaty, pojemności dzbanka i naszych preferencji smakowych. Dlatego też najlepiej jest odmierzyć herbatę metodą „na oko” ;). Ja wsypałam ok. 1 i ¾ łyżeczki zielonej herbaty jaśminowej na dzbanek o pojemności 500 ml.

3. Zalewamy susz chłodną wodą – tak, jak w punkcie 2, robimy to metodą „na oko” ;). Ja wypełniłam wodą praktycznie cały dzbanek.

4. Dzbanek z herbatą zalaną zimną wodą odstawiamy do lodówki, najlepiej na całą noc. Ja odstawiłam dzbanek na ok. 10 godzin i myślę, że tyle czasu wystarczy w zupełności :). Należy jednak pamiętać, żeby nie trzymać naszego dzbanka w lodówce zbyt długo, bo wtedy „napar” ciemnieje i staje się nieprzyjemny w smaku.

5. Po ok. 8-10 godzinach wyjmujemy dzbanek z lodówki i po oddzieleniu „naparu” od suszu przelewamy go do filiżanki lub czarki.

6. Pijemy i delektujemy się naszą herbatą, najlepiej od razu :).

A teraz będziecie mogli zobaczyć, jak wyglądała moja herbata w dzbanku i czarce:

zielona jasminowa przyrządzona na zimno

Przyrządzony w ten sposób „napar” z zielonej herbaty jaśminowej (której poświęcę oddzielny wpis na blogu za jakiś czas) miał intensywny, jasnozielony kolor i przyjemny, jaśminowy aromat. W smaku herbata była chłodna i orzeźwiająca, a do tego naprawdę smaczna – była tak dobra, że opróżniłam cały dzbanek w ciągu 2 godzin :).

Przyznam się, że jeszcze nie próbowałam przygotować innych herbat w ten sposób, ale wydaje mi się, że najlepszy efekt dadzą zielone herbaty, szczególnie aromatyzowane lub zawierające dodatki, takie jak właśnie jaśminowa albo Genmaicha, ponieważ ich smak będzie bardzo wyrazisty.

Warto wiedzieć, że działanie zimnej wody sprawia, że z z herbacianych listków wydobywa się o wiele mniej katechin i kofeiny, niż w przypadku działania gorącej wody, co przekłada się na delikatniejszy i słodszy smak herbaty. Innymi słowy, „zaparzenie” herbaty chłodną wodą dostarcza nowych i ciekawych doznań smakowych :).

Bardzo zachęcam Was do wypróbowania tej metody, jeżeli jeszcze nie znaliście jej (a jeżeli już znacie ją – to do dalszego jej stosowania ;)). Co prawda trzeba odczekać kilka godzin, ale to nie zmienia faktu, że ten sposób jest bardzo prosty i daje fajny rezultat – chłodną i pyszną herbatę, wręcz idealną na upalne dni :).

Pozdrawiam 🙂

PS. Przy przygotowywaniu wpisu korzystałam z następujących źródeł internetowych:

http://morzeherbaty.pl/2010/06/herbata-na-zimno/

http://www.samovartea.com/how-to-make-cold-brewed-teas/

http://czajnikowy.pl/4-dobre-powody-zeby-parzyc-na-zimno/

Różne odsłony herbaty cz. 10 – Rooibos

We wszystkich poprzednich wpisach z cyklu pt. „Różne odsłony herbaty” opisywałam wyłącznie herbaty pochodzące z Azji, a konkretniej z Japonii, Chin i Korei Południowej. Dzisiejszy wpis będzie poświęcony herbacie pochodzącej z zupełnie innego kontynentu, a mianowicie południowoafrykańskiej herbacie Rooibos (zwanej również „redbush” lub „bush tea”).

Rooibos powstaje z liści Aspalathus linearis, czyli czerwonokrzewu afrykańskiego (sama nazwa „roiboos” oznacza w języku afrikaans „czerwony krzew”). Czerwonokrzew afrykański to roślina osiągająca 1,5 m wysokości, którą uprawia się wyłącznie w Republice Południowej Afryki w Prowincji Przylądkowej Zachodniej w górach Cederberg. Co ciekawe, rejon uprawy czerwonokrzewu jest jednocześnie środowiskiem naturalnym tej rośliny. Dlatego też przy uprawie czerwonokrzewu nie stosuje się żadnych nawozów sztucznych lub innych środków chemicznych, ponieważ zwyczajnie nie ma takiej potrzeby. Dzięki temu Rooibos jest całkowicie naturalnym produktem :).

Warto też mieć świadomość, że fakt, iż Rooibosa otrzymuje się z czerwonokrzewu afrykańskiego, a nie z Camelli sinensis (czyli herbaty chińskiej) sprawia, że Rooibos nie jest prawdziwą herbatą. Jednak często określa się go jako herbatę dla ułatwienia. Pozwólcie, że będę robić tak samo ;).

Herbatę Rooibos produkuje się w następujący sposób: najpierw w środku południowoafrykańskiego lata, czyli mniej więcej w styczniu, zbiera się liście przypominające kształtem igły sosnowe, które tnie się na kilkumilimetrowe kawałki. Następnie pocięte listki przechodzą przez takie etapy produkcji, jak skrapianie wodą, poddanie procesowi fermentacji wywołanej miażdżeniem za pomocą dużych walców, kilkudniowe suszenie na słońcu i przesiewanie. Ostatecznie Rooibos ma postać drobnych czerwonawo-brązowych kawałeczków. Prezentują się one następująco:

rooibos - listki

Warto wiedzieć, że poza czerwoną, standardową odmianą Rooibosa istnieje również odmiana zielona, która w ogóle nie jest poddawana procesowi fermentacji. Niestety, jeszcze nie miałam okazji, aby spróbować zielonego Rooibosa, więc skupię się tylko na czerwonym ;).

Napar z Rooibosa ma pomarańczowo-czerwonawy kolor. Wygląda on tak, jak na zdjęciu poniżej:

rooibos - napar 2

Ma on intensywny, miodowy aromat. Jego smak jest bardzo specyficzny – delikatny i słodkawy, przywołujący na myśl skojarzenia z miodem. Mimo że Rooibos sam w sobie jest słodki, to można go jeszcze posłodzić, np. miodem albo sokiem, np. malinowym. Ja próbowałam tylko czystego Rooibosa, bo akurat nie miałam takich dodatków pod ręką, więc nie polecę Wam niczego konkretnego, ale myślę, że w miarę możliwości warto poeksperymentować :). Przy okazji dodatków do Rooibosa, ciekawe jest to, że mieszkańcy RPA często przyrządzają go z mlekiem i cukrem.

Jeżeli chodzi o sposób przygotowania tej herbaty, to moim zdaniem najlepiej listki w proporcji mniej więcej łyżeczka na czarkę lub filiżankę (tak, żeby pokryły dno naczynia, ale nie do końca) zalać wodą o temperaturze ok. 95-98 stopni Celsjusza (czyli właściwie wodą od razu po przegotowaniu) i zaparzać przez 5 minut, bo wtedy ma najlepszy, najbardziej wyrazisty smak. Jeżeli mamy ochotę na eksperymenty z ilością suszu i długością zaparzania, to nic nie stoi na przeszkodzie – Rooibosa nie da się „zepsuć” ani „przeparzyć.” Po odczekaniu określonego czasu dobrze jest oddzielić susz od naparu. Najlepiej jest to zrobić za pomocą papierowego filtra, ale jeżeli nie mamy takiego, to możemy wykorzystać sitko z jak najdrobniejszymi oczkami. Co prawda ciężko przefiltrować napar przez sitko tak, żeby nie pływały w nim żadne resztki suszu, ale można spróbować przelać napar przez sitko dwa, czy trzy razy – wtedy będzie większa szansa, że nic nie zostanie :). Gotowego Rooibosa możemy pić na dwa sposoby – na ciepło, jak każdą standardową herbatę, lub na zimno.

Warto wiedzieć, że Rooibos ma wiele właściwości zdrowotnych. Pozwólcie, że wybiorę najważniejsze z nich i wymienię je w punktach:

  1. Rooibos zawiera bardzo niewielkie ilości garbników, przez co jego smak jest praktycznie pozbawiony goryczy. Poza tym Rooibos nie zawiera teiny, dzięki czemu ma działanie uspokajające i rozluźniające. Te dwie właściwości sprawiają, że jest to herbata, którą mogą pić właściwie wszyscy, nawet niemowlęta i małe dzieci (w tym miejscu podzielę się z Wami ciekawostką z mojego życia – mój niespełna roczny synek uwielbia Rooibosa, pije go codziennie :D), jak również osoby z nadciśnieniem i osoby rozdrażnione oraz cierpiące na bezsenność.
  2. Rooibos jest bogatym źródłem minerałów i mikroelementów, takich jak żelazo, potas, fluor, czy magnez. Z tego powodu jest on szczególnie zalecany kobietom w ciąży, bo łagodzi mdłości i zapobiega anemii. Ponadto zawiera on dużo witaminy C oraz sporą ilość przeciwutleniaczy, przez co wspomaga odporność i opóźnia proces starzenia się organizmu.
  3. Rooibos zawiera substancje wspomagające wydzielanie serotoniny zwanej również hormonem szczęścia. Dlatego też jest on polecany osobom cierpiącym na depresję.
  4. Rooibos ma działanie osłonowe na przewód pokarmowy, przez co pomaga zwalczyć problemy żołądkowo-jelitowe, takie jak biegunka, czy wymioty. W dodatku ma on działanie rozkurczowe i przeciwbólowe, dzięki czemu łagodzi bóle menstruacyjne oraz kolki u niemowląt.
  5. Rooibos stosowany zewnętrznie jako okład wspomaga leczenie chorób skóry, takich jak trądzik, oraz gojenie swędzących, trudno gojących się ran.
  6. Rooibos łagodzi objawy alergii, egzemy oraz astmy.
  7. Rooibos stymuluje laktację u kobiet karmiących piersią.
  8. Ze wstępnych badań wynika również, że Rooibos chroni przed nowotworami i zmniejsza ryzyko zachorowania na cukrzycę, ale wymagają one potwierdzenia.

Przyznam się Wam szczerze, że nie jestem wielką fanką Rooibosa, bo jego specyficzny smak jakoś mnie nie zachwyca. Zdecydowanie wolę herbaty pochodzące z Azji, ale mimo to raz na jakiś czas lubię zaparzyć sobie Rooibosa i napić się go. Niemniej jednak, polecam go nie tylko osobom, którym smak tradycyjnych chińskich lub japońskich herbat nie do końca odpowiada, ale również miłośnikom takich herbat, którzy szukają jakiejś ciekawej odmiany. Naprawdę warto spróbować, chociażby po to, żeby wyrobić sobie opinię :).

Pozdrawiam słonecznie w ten ponury, deszczowy dzień 🙂

PS. Przy przygotowywaniu wpisu korzystałam z następujących źródeł internetowych:

http://www.herbaciani.pl/wlasciwosci-rooibos.html

http://www.dobra-herbata.pl/rooibos.html

http://eherbata.pl/rooibos-44.html

http://czajnikowy.pl/herbata-rooibos/

http://www.rodzajeherbat.pl/herbata-rooibos/

http://www.tea.pl/?rooibos-herbata-z-czerwonego-krzewu,85

Polecane sklepy z herbatą

Jakiś czas temu na stronie bloga na Facebooku jedna z czytelniczek bloga poprosiła mnie, żebym zdradziła Wam, w jakich sklepach kupuję herbatę, a ja obiecałam, że któregoś dnia to zrobię. W dzisiejszym wpisie spełnię tę moją obietnicę 🙂

Obecnie mam dwa ulubione sklepy internetowe z herbatą. Pierwszy z nich to sklep eherbata.pl – sklep internetowy z siedzibą w Krakowie, który w swojej ofercie ma ogromny wybór herbat. Można tam znaleźć prawdziwe herbaciane perełki, np. rzadkie herbaty koreańskie, takie jak Nokcha, czy Sejak, których nie oferuje żaden inny znany mi polski sklep z herbatą.

Drugi mój ulubiony sklep z herbatą to uwielbiamherbate.pl – sklep internetowy z siedzibą w Łodzi, który ma nieco skromniejszą ofertę  niż sklep eherbata.pl, ale ma za to większy wybór herbat kwitnących 🙂

Nie myślcie jednak przypadkiem, że jestem jakąś zagorzałą przeciwniczką sklepów stacjonarnych z herbatą 😉 Absolutnie nie 🙂 Jeszcze kilka lat temu zdarzało mi się kupić w nich herbatę (głównie w sklepie Herbaty Świata, który wtedy mieścił się w C.H. Wileńska, ale został przeniesiony do lokalu przy ul. Jagiellońskiej 18), lecz ostatecznie przerzuciłam się na sklepy internetowe. Dlaczego? Moim zdaniem sklepy internetowe mają więcej zalet niż sklepy stacjonarne. Po pierwsze, takie sklepy zwykle mają bogatszą i tańszą ofertę herbat. Po drugie, zakupy herbaciane w sklepie internetowym są wygodniejsze niż w przypadku zakupów w standardowym sklepie – nie trzeba nigdzie specjalnie jechać itp. Po trzecie, w wielu sklepach internetowych z herbatą (o ile nie we wszystkich ;)) istnieje bardzo miły zwyczaj dorzucania gratisów. Co prawda takie gratisy to przeważnie raczej mniej ciekawe herbaty, ale to nie szkodzi, bo i tak wszystkiego warto spróbować 🙂 A nuż w gratisie trafi się jakaś wcześniej nieznana przez nas herbata, która przypadnie nam do gustu?

Z kolei w sklepach stacjonarnych na miejscu jest sprzedawca, którego możemy poprosić o podanie informacji dotyczących danej herbaty lub o poradę, np. o polecenie jakiejś białej herbaty. Poza tym w herbaciarniach (które przeważnie pełnią również funkcję sklepu stacjonarnego z herbatą) możemy nie tylko wypróbować herbatę, spędzając miło czas, ale także kupić ją 🙂

Mając na uwadze powyższe zalety, uważam, że sklep internetowy to idealny wybór jeżeli chodzi o miejsce regularnych zakupów herbacianych. Natomiast herbaciarnio-sklep stacjonarny to fajne miejsce na spotkanie ze znajomym/i raz na jakiś czas i ewentualne drobne zakupy herbaciane.  

Na koniec przypomnę Wam, że to wszystko, co napisałam, to tylko moja subiektywna opinia, która wynika z moich dotychczasowych doświadczeń 😉

Pozdrawiam 🙂

Gaiwan – chińskie naczynie do zaparzania herbaty

Od dawna chciałam sobie kupić jakiś fajny i oryginalny zestaw do parzenia i picia herbaty. Ostatnio gdy przeglądałam internet w poszukiwaniu takiego zestawu, natknęłam się na gaiwana Zhong, oferowanego przez sklep Czajnikowy.pl. Bardzo mi się spodobał 🙂 Gdy zastanawiałam się nad kupieniem tego naczynia, poczytałam trochę na jego temat w różnych źródłach internetowych. To, co o nim przeczytałam, ostatecznie przekonało mnie do jego kupna. No, i stało się, od dwóch tygodni jestem szczęśliwą posiadaczką gaiwana Zhong oraz pasującej do niego kolorystycznie czarki ceramicznej Kanton 🙂 W dzisiejszym wpisie podzielę się z Wami moją wiedzą na temat gaiwana oraz moimi wrażeniami z korzystania z tego ciekawego naczynia do zaparzania herbaty 🙂

Zacznę od przedstawienia podstawowych informacji na temat gaiwana. Gaiwan to po chińsku „czarka z przykrywką” („gai” to przykrywka, a „wan” to czarka). Jest to naczynie, które wywodzi się z czasów chińskiej dynastii Ming, panującej w latach 1368-1644. Po raz pierwszy gaiwan został opisany przez wielkiego mistrza herbaty Lu Yu. Niektóre źródła podają, że gaiwan jest znany się już od 1350 roku. Obecnie Chińczycy wykorzystują gaiwana na dwa różne sposoby, w zależności od miejsca zamieszkania. Na południu i wschodzie Chin gaiwan jest używany jako czajnik, a na północy i zachodzie – jako czarka do picia.

Gaiwany mogą być wykonane z różnych materiałów, takich jak szkło i glinka, ale najczęściej wytwarza się je z porcelany. Te naczynia dzieli się na dwa główne rodzaje: małe (zwane inaczej dwuczęściowymi) oraz duże (zwane inaczej trzyczęściowymi). Gaiwany małe zwykle mają pojemność mniejszą niż 150 ml i składają się tylko z czarki i przykrywki. Z kolei gaiwany duże to naczynia o pojemności większej niż 150 ml. Poza tym składają się nie tylko z czarki (która jest zaopatrzona w mały dziobek z grzebieniem filtrującym napar) i przykrywki, ale również z podstawki z głębokim zagłębieniem (które jest dostosowane kształtem do podstawy czarki). Gaiwany małe najczęściej wykorzystuje się jako naczynia służące do bezpośredniego picia herbaty, a gaiwany duże – jako czajniki, z których przelewa się herbatę do mniejszych czarek (co prawda oczywiście można ich używać dokładnie w taki sam sposób, jak gaiwany małe, czyli jako czarki, ale ja w swoim wpisie skupię się na używaniu gaiwanów dużych jako czajników ;)).

W zasadzie w gaiwanie można przyrządzić każdy rodzaj herbaty, ale najlepiej jest wykorzystywać to naczynie do zaparzania zarówno herbat charakteryzujących się delikatnym smakiem i aromatem oraz nie wymagających zalewania wodą o zbyt wysokiej temperaturze (czyli białych i zielonych herbat, w tym zielonych aromatyzowanych, takich jak zielona jaśminowa), jak i herbat, które mogą być zaparzane wielokrotnie (np. herbaty oolong zwanej inaczej turkusową – częściowo fermentowanej herbaty pochodzącej z Chin i Tajwanu).

W tym miejscu podzielę się z Wami pewną ciekawostką dotyczącą gaiwanów. Otóż według chińskiej filozofii Tao (która opiera się na dążeniu człowieka do osiągnięcia harmonii z naturą) duży gaiwan to symbol trzech sfer świata: nieba (przykrywka), świata ludzi lub samego człowieka (czarka) oraz ziemi (podstawka), a więc wykorzystywanie gaiwana do zaparzania i picia herbaty symbolizuje relację człowieka z naturą. Czasem gaiwana porównuje się również do serca, w którym herbatę zaparza się.

Teraz postaram się przedstawić Wam krótki poradnik dotyczący zaparzania herbaty w gaiwanie 🙂 Najlepiej jest przyrządzić herbatę w gaiwanie w siedmiu podstawowych etapach. Pozwólcie, że wypunktuję je i krótko opiszę:

  1. Przygotowanie wody oraz naczyń, tj. gaiwana, czarki oraz termosu lub innego pojemnika/naczynia z gorącą wodą
  2. Wyparzenie naczyń – przed wsypaniem herbaty dobrze jest wyparzyć gaiwan gorącą wodą. Dzięki temu zabiegowi nie tylko symbolicznie i praktycznie oczyszczamy to naczynie, ale również rozgrzewamy je, co sprawi, że odpowiednio przygotujemy je na przyjęcie herbaty i unikniemy gwałtownego spadku temperatury wody przy zetknięciu z zimnym naczyniem, a przez to efekt parzenia będzie lepszy
  3. Wsypanie herbaty do gaiwana – najlepiej jest wsypać trochę więcej herbaty niż zwykle
  4. „Rozbudzenie” herbaty, czyli dolanie odrobiny gorącej wody do gaiwana i szybkie jej odlanie, dzięki czemu herbata uwolni swój aromat
  5. Pierwsze zaparzenie herbaty – dobrze jest zalać listki wodą do około ¾ pojemności gaiwana i natychmiast zamknąć gaiwana przykrywką. Podczas pierwszego parzenia lepiej nie wlewać gorącej wody bezpośrednio na listki herbaty, tylko skierować strumień wody na wewnętrzną stronę przykrywki trzymanej drugą ręką nad gaiwanem (można to robić nawet lekko opierając przykrywkę o gaiwan, bo wtedy jest wygodniej), dzięki czemu herbata nie przeżyje szoku temperaturowego 😉
  6. Przelanie herbaty do czarek – po odczekaniu odpowiedniego czasu (i tu uwaga: warto jest parzyć herbatę w gaiwanie krócej niż normalnie) odkrywamy przykrywkę i przelewamy napar herbaciany do czarki (można również pić herbatę bezpośrednio z gaiwana, ale ja uważam, że wygodniej jest pić ją z czarki ;)). Przy przelewaniu można trzymać gaiwana na dwa sposoby. Pierwsza metoda polega na uchwyceniu gaiwana w taki sposób, żeby przytrzymywać kciukiem środek zewnętrznej strony przykrywki, a palcem wskazującym i środkowym – spód spodka z gaiwanem i przechyleniu go nad czarką po uprzednim lekkim odchyleniu przykrywki. Z kolei drugi sposób polega na uchwyceniu gaiwana kciukiem i środkowym palcem tuż pod jego górną krawędzią i przytrzymywaniu palcem wskazującym środka zewnętrznej strony przykrywki, uchylając przykrywkę i pochylając gaiwana nad czarką (ja osobiście preferuję pierwszą metodę, tym bardziej, że po zalaniu listków gorącą wodą gaiwan nagrzewa się, więc raczej niezbyt przyjemnie trzyma się go w ten sposób). Warto również wiedzieć, że wewnętrzna strona przykrywki gaiwana może posłużyć jako niuchar, czyli przyrząd, który pozwala na delektowanie się aromatem herbaty 🙂
  7. Kolejne zaparzenie herbaty – warto pamiętać, że podczas kolejnych zaparzeń czas parzenia stopniowo wydłuża się, a ilość wody potrzebna do przyrządzenia herbaty powoli zwiększa się (bo rozwijające się listki zaczynają zajmować coraz większą przestrzeń). Poza tym nie powinno się robić zbyt długich przerw pomiędzy kolejnymi parzeniami. Po ostatnim zaparzeniu herbaty i wyjęciu listków gaiwana można umyć za pomocą środka do mycia naczyń.

Na koniec napiszę Wam o moich wrażeniach z korzystania z gaiwana. Zacznę od zalet. Gaiwan jest bardzo ładny, przez co korzystanie z niego jest prawdziwą przyjemnością 🙂 Poza tym to naczynie sprawia, że prawidłowe zaparzanie herbaty staje się prostsze, bo łatwiej jest kontrolować temperaturę wody oraz w odpowiednim momencie przerwać zaparzanie, wlewając gotową herbatę do czarki. Jednak gaiwan ma też dwie zasadnicze wady. Po pierwsze, gaiwan to co prawda jednorazowy, ale niemały wydatek (ok. 100 zł). Po drugie, na początku chwytanie tego naczynia i przelewanie z niego herbaty do czarek idzie tak niezdarnie, że normą jest porozlewana herbata, a nawet poparzone palce. Na szczęście, to tylko kwestia nabrania wprawy – z czasem trzymanie i przelewanie będzie szło coraz sprawniej 🙂

Uważam, że gaiwan to super sprawa dla prawdziwych miłośników herbaty. Jeśli możecie sobie pozwolić na jego kupno, macie ochotę poznać nowy i nietypowy sposób przyrządzania herbaty i macie dostatecznie dużo cierpliwości, która sprawi, że nie zniechęcicie się do pierwszych niezbyt udanych prób obchodzenia się z gaiwanem, sprawcie sobie takie naczynie, a nie pożałujecie 🙂

Pozdrawiam 🙂

PS. Przy redagowaniu wpisu korzystałam z następujących źródeł:

http://czajnikowy.pl/sklep-czajnikowy/akcesoria-do-herbaty/gaiwan-zhong/

http://czajnikowy.pl/gaiwan-symbol-nieba-czlowieka-i-ziemi/

http://czajnikowy.pl/czajnikowy-14-parzenie-w-gaiwanie-rodzaje-sposob-parzenia-ciekawostki/

http://morzeherbaty.pl/2012/05/gaiwan-po-raz-drugi/#more-2236

http://www.wikihow.com/Brew-Gaiwan-Tea

http://www.thefragrantleaf.com/gaiwan-tea-preparation

Piosenka kojarząca się z herbatą

Dzisiejszy wpis będzie krótki i nietypowy, bo tylko luźno związany z tematem herbat. Otóż niedawno przypomniałam sobie jedną piosenkę w wykonaniu Enyi, która nosi tytuł „Tea-House Moon”. Przywołuję tę piosenkę nie tylko dlatego, że w jej tytule znajduje się słowo „tea”, ale także dlatego, że z jakiegoś powodu bardzo kojarzy mi się z japońskimi herbatami. Gdyby można było przełożyć smak i aromat tych herbat na muzykę, to zapewne brzmiałyby właśnie tak 😉 Jak macie ochotę, to posłuchajcie 🙂 O to link:

http://www.youtube.com/watch?v=bBKISUb3sXE

A może Wy macie jakąś piosenkę, która kojarzy Wam się z herbatą? 🙂

Witam na moim blogu o herbacie :)

Do tej pory powstało mnóstwo blogów poświęconych takim tematom jak moda, podróże czy ogólnie rozumiana sztuka gotowania. Niedawno przyszedł mi do głowy pomysł, żeby założyć bloga tylko i wyłącznie o herbacie. Zauważyłam, że wiele osób pije herbatę, ale mało kto interesuje się nią i wie o niej coś więcej. Celem tego bloga jest właśnie zaznajomienie Was, drogich czytelników, z herbatą (przede wszystkim zieloną, ale nie tylko), m.in. z jej wariantami i właściwościami. Krótko mówiąc, chciałabym poszerzyć świadomość herbacianą 😉 Na moim blogu znajdziecie wpisy zawierające rozmaite treści – od ciekawostek po porady aż do recenzji książek o herbacie. Na pewno pojawi się tu cykl pt. „Różne odsłony herbaty,” który będzie przedstawiał najróżniejsze bardziej i mniej znane odmiany herbaty, a konkretniej zdjęcia zaparzonych herbat opatrzone garstką podstawowych informacji i oceną wrażeń z ich picia.

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że nie jestem herbacianą ekspertką. Jestem tylko amatorką, prawdziwą miłośniczką herbaty. Do tego wszystkiego po raz pierwszy będę prowadzić bloga, dlatego wybaczcie mi wszelkie niedoskonałości i niedociągnięcia. Obiecuję, że postaram się dać z siebie wszystko 😉

Pozdrawiam i zachęcam do śledzenia bloga 🙂